poniedziałek, 3 grudnia 2012

009 - No Way Out

Poczułam niesamowity przypływ wściekłości i siły. Zanim ktokolwiek zdażył zareagować, wyrwałam się z objęć Huntera i popędziłam w kierunku wyjścia na halę. Niczym przeciąg przemknęłam po rampie i wpadłam na ring, zadając Eve cios pięścią w sam środek uśmiechniętej twarzy. Z jej rozciętego policzka polała się krew, ale ja nie zamierzałam poprzestać na tym. Zadałam jej jeszcze dwa ciosy zanim szarpnęłam jej ręką w taki sposób, że dało się usłyszeć chrupnięcie kości wyskakującej ze stawu. Krzyknęła przerażająco z bólu, a obok natychmiast pojawili się medycy. Poczułam, jak ktoś oplata swoje ramiona wokół mojej talii i odciąga mnie na drugi koniec ringu. Obejrzałam się i ujrzałam przerażonego Paula, patrzącego na mnie ogromnymi oczami.
- Puść mnie- poprosiłam spokojnie.
- Nie rób większych głupstw, Mała- ostrzegł.
Wywróciłam oczami i poprosiłam o mikrofon, a kiedy go dostałam, spojrzałam wsprost na przerażoną Beth, stojacą na rampie.
- Nie powinnaś była tego robić, Beth- powiedziałam- Za dwa tygodnie walczymy o mistrzostwo i niech Bóg ma nad Tobą litość i niech zdążą mnie od Ciebie ociągnąć, zanim Cię zabiję, dziewczyno.- syknęłam.
W hali panowała nienaturalna wręcz cisza. Westchnęłam głęboko, nim wypowiedziałam kolejne słowa.
- Nigdy nie myślałam, że będę musiała tłumaczyć się przed całym światem z mojego prywatnego życia. Chciałam powiedzieć kilku wybranym osobom, ale zdaje się, że te dwie miłe panie podjęły decyzję za mnie. Wiem, że wszyscy za kulisami doskonale mnie słyszycie, ale chciałabym, by dwie wyjątkowe dla mnie osoby pojawiły się w tym ringu. Tak dla jasności: Teraz mówię do was jako Annabell Rosario, nie jako Ana. Dlatego proszę: April i Phil, czy moglibyście przyjść do tego ringu i przynajmniej mnie wysłuchać, zanim osądzicie? Tylko błagam, bez żadnych ceregieli: muzyki i tego wszystkiego- poprosiłam sfrustrowana.
Po chwili, która dla mnie zdawała się trwać wiecznie, pojawili się na rampie. Szli w moim kierunku, a w ich oczach dało się zauważyć wiele emocji.
- Zanim przedstawię wam to wszystko, a uwierzcie mi na słowo, to nie jest coś, czym chcielibyście się dzielić publicznie, musicie wiedzieć, że chciałam wam powiedzieć naprawdę niedługo, musiałam tylko znaleźć w sobie siłę. Pewnie zastanawiacie się kto o tym wiedział? Cóż, Vince, jest moim szefem, musiał pozać moją całą historię, zanim mnie zatrudnił. Paul i Stepahanie, bo są moimi przyjaciółmi. Shawn Michaels, bo był przyjacielem mojego taty- wyjaśniłam, wzdychając- Właśnie, był. Pozwólcie, że zacznę od początku. Jestem jedynaczką, dlatego moi rodzice zawsze chcieli dla mnie jak najlepiej. Kiedy tata zauważył, że zaczęłam interesować się wrestlingiem zapisał mnie do szkoły zapaśniczej w Philadelphii. Poprosił nawet swojego przyjaciela, Shawna, by został moim pierwszym trenerem, a ten oczywiście się zgodził. W wieku osiemnastu lat miałam naprawdę wszystko: Zapatrzonych we mnie rodziców, kochającego narzeczonego. Planowaliśmy już nawet ślub. Wtedy, dwunastego września, wybrałam się z tatą do Columbus, do tamtejszej szkoły wrestlerskiej. Jechaliśmy drogą szybkiego ruchu na przedmieściach, a ja postanowiłam powiedzieć mu, że jestem w ciąży. Mój nerzeczony był w siódmym niebie kiedy się dowiedział, mama także się ucieszyła. Myślałam, że z tatą będzie tak samo, jednak przedłużałam ten moment, czując wielkie obawy. Słuszne, jak się potem okazało. Kiedy przekazałam mu tę radosną dla mnie nowinę, wściekł się. Nigdy wcześniej nie widziałam go w takim stanie. Wrzeszczał, że zniszczyłam sobie życie, pytał co będzie z moją karierą. Mówił, że wszystko już zaplanował, a potem oznajmił, że zabije Jima za to, że zrobił mi dziecko. Rozpłakałam się jak głupia. Płakałam cały czas, nie mogąc się opanować. Wtedy właśnie z naprzeciwka, moim pasem, pędził w naszym kierunku van. Chcąc unknąć zderzenia, odbiłam kierownicę gwałtownie w prawo, co okazało się być największym błędem, jaki mogłam zrobić. Wjechałam wprost w czteroletniego chłopca, który stał przed domem i czekał na swojego tatę. Właśnie tym mężczyzną jest Sawyer, wspomniany przez Eve. Andrew miał w tym dniu urodziny, kończył cztery lata. Zginął na miejscu, zgnieciony przez mój samochód.- przerwałam na chwilę, by móc stłumić szloch, wydobywający się z mojego gardła. Paul ścisnął mocniej moją dłoń i popatrzył na mnie ze współczuciem. Był obok dokładnie teraz, kiedy najbardziej go potrzebowałam. Byłam mu za to wdzięczna, jak za nic wcześniej- Ale na tym opowieść się nie kończy. Nie udało mi się zapanować nad pojazdem, który dachował kilka razy i w końcu uderzył w betonowy przepust z prędkością osiemdziesięciu kilometrów na godzinę. Obudziłam się dwa miesiące później w szpitalu w Philadelphii. Przy łóżku siedziała wychudzona i blada mama, która rozpłakała się, kiedy zobaczyła moje otwarte oczy. Powiedziała, że tata nie przeżył wypadku, zginął na miejscu. Jednak było coś jeszcze, raczej ktoś. Dzieciątko, które kiedyś miało stać się oczkiem w mojej głowie również nie zdołało przetrwać. Mój syn, albo córka, miałby dzisiaj sześć lat. Jim przyszedł do szpitala jeden jedyny raz. By powiedzieć mi, że po tym co się stało nie chce mnie znać, bo to ja zabiłam naszą miłość i nasze dziecko. Potem w moim życiu pojawił się Sawyer. Powiedział, że zabiłam jego synka, jedyną osobę, która mu pozostała. Jego żona zmarła rok wcześniej, po długiej walce z rakiem. Obiecał mi wtedy, że nie pozwoli, bym kiedykolwiek była szczęśliwa. Co roku wracam do Columbus na grób Andrew i za każdym razem spotykam Sawyera. Nie jestem w stanie mu się przeciwstawić, bo wiem, że zniszczyłam mu życie. Teraz pewnie większość z was zadaje sobie pytanie: Dlaczego nie jestem w więzieniu? Cóż, odpowiedź jest prosta: Pomimo tego, że zginęło tyle osób, policja uznała, że nie była to wina moja, lecz osoby, która kierowała tym drugim pojazdem- opowiedziałam wszystko, czując, jak słone łzy ciekną po moich policzkach i kapią na koszulkę, pozostawiając na niej mokre plamy.
Paul stał tuż obok i mocno trzymał moją dłoń, udzielając mi tym wsparcia. Na rampie stał Shawn, patrząc w moim kierunku z troską wypisaną na twarzy. April stojąca przede mną płakała chyba równie mocno jak ja. Widzałam wśród publiczności jak kilka osób ociera łzy. Nikt nie wiwatował, ale tez nikt nie buczał. Wszyscy przeżywali tę historię na swój sposób. Tylko Phil wydawał się być niewzruszony. Patrzył na mnie oszołomiony, zaciskając usta w wąską linię.
- Teraz, kiedy już wiecie, mam nadzieję, że zdołacie mi przebaczyć, że to przed wami ukryłam- powiedziałam łamiącym się głosem, rzuciłam mikrofon na matę i w objęciach Paula zeszłam z ringu. Za kulisami wpadłam wprost w ramiona Shawna i rozpłakałam się, jak małe dziecko.
- Chodź, pojedziemy do hotelu- powiedział łagodnym głosem.
*
Leżałam na łóżku i mocno obejmowałam poduszkę, nie będąc w stanie się uspokoić nawet na moment. Nigdy wcześniej nie byłam zmuszona do zrobienia czegoś takiego. Dziwiłam się, że zdołałam znaleźć w sobie dość siły, by nie zemdleć na środku tego cholernego ringu. Dużą zasługę miał w tym Paul, który nie opuścił mnie wtedy nawet na moment. Kochałam go jak brata, a teraz miałam niezbity dowód na to, że on traktował mnie jak siostrę. Nienawidziłam Eve i Beth z całego serca za to, co zrobiły. Nie wiem jak mogły potem spojrzeć w lustro. Ja bym nie potrafiła. Nie miały chyba nawet pojęcia, jak bardzo mnie tym zniszczyły. Musiałam opowiedzieć najgorszą sytuację ze swojego życia w telewizji na żywo i przed kilkoma tysiącami fanów w hali. Nie mogłam sobie z tym poradzić we własnej głowie, a co dopiero wygłaszać to publicznie. Teraz jednak nie mogłam nic zmienić, ale nawet gdybym mogła, pewnie nie zrobiłabym tego.
- Jak się czujesz, nasz kochany Aniołku?- w drzwiach pojawił się Shawn, a zaraz za nim stał Paul, obydwaj patrzyli na mnie z troską i przejęciem.
Nie potrafiąc się odezwać, po prostu zaszlochałam mocno, a oni natychmiast znaleźli się po obydwóch moich stronach. Shawn położył się za mną i przytulił się do moich pleców, a Hunter mocno przycisnął mnie do swojej wielkiej klaty. Płakałam i szlochałam, a oni gładzili moje włosy i ramię i wciąż powatarzali, że wszystko będzie dobrze, że mnie kochają i nigdy nie zostawią.
Nie mam pojęcia jak długo tak leżeliśmy, ale moje łzy zdążyły się skończyć. Po prostu leżałam z zamkniętymi oczami i wdychałam zapach wody kolońskiej Paula.
- Nawet nie wiecie, chłopaki, jak dużo to dla mnie znaczy. Jesteście teraz moją jedyną rodziną- mruknęłam, łamiącym się głosem.
- Przestań, Mała. Masz przecież mamę, która Cię kocha- zauważył Shawn.
- Mama...- westchnęłam, czując pod powiekami świeże łzy- Mama nie patrzy już na mnie tak samo, jak kiedyś. Wiem, że ma do mnie ogromny żal, chociaż mocno stara się to ukryć. Czuję, że trzyma mnie na dystans, a ja tak naprawdę zostałam sama- wychlipiałam prosto w jego ramię.
Poczułam, jak obejmują mnie mocniej, a Paul całuje delikatnie moje czoło.
- Nie jesteś sama, Mała. Masz nas, musisz o tym zawsze pamiętać. Kochamy Cię na zabój i nie pozwolimy, żebyś była nieszczęśliwa- zapewnił mnie, czym wywołał słaby uśmiech na mojej twarzy.
- Jeżeli już o tym mowa...- zaczął tajemniczo Michael- Mam świetny pomysł. Jesteśmy w Nowym Jorku tylko do jutra, dlatego musimy zrobić coś, co trzeba obowiązkowo zaliczyć w tym mieście- powiedział podekscytowany.
- Święta racja, Shawn. Ann, przygotuj się i idziemy- zerwał się z łóżka, a zaraz obok niego pojawił się Hickenbottom, obydwaj z wielkimi uśmiechami na twarzach.
Pokręciłam lekko głową i podniosłam się z łóżka.
- Zabiorę tylko bluzę i jestem gotowa. Oby to było tego warte- zastrzegłam i spojrzałam w lustro.
Mój makijaż całkowicie zniknął, kiedy chlusnęłam sobie wodą w twarz, po powrocie do hotelu. Pozostała tylko blada skóra, siwe worki pod oczami, ślady od łez i czerwone oczy. Rozczochrane włosy związałam w luźnego kucyka.
- Musisz coś zjeść, Mała, bo zemdlejesz, zanim dotrzemy na miejsce- zauważył Hunter i obydwaj z Michaelem udali się do stołówki, a ja, chcąc nie chcąc, poszłam za nimi.
Kiedy szłam w kierunku szwedzkiego stołu czułam na sobie spojrzenia wszystkich osób znajdujących się w pomieszczeniu. Szłam z lekko opuszczoną głową, starając się ze wszystkich sił nie rozbeczeć na środku.
- Annabell, ja...- na mojej drodze pojawiła się skruszona Beth.
- Zejdź mi z drogi, zanim Cię zabiję, kurwo- warknęłam cicho, a ona odskoczyła ode mnie, niczym oparzona.
- Witaminki!- krzyknęli obydwaj równocześnie i wręczyli mi kiść winogron i banana.
Zaśmiałam się głośno i pocałowałam każdego z nich w policzek.
- Kocham was, chłopaki!- zawołałam radośnie, a kiedy oni przybili sobie piątkę, zachichotałam jak głupia. Potem ramię w ramię opuściliśmy restaurację, żegnani dziesiątkami zszokowanych spojrzeń.
***
Podoba Wam się szablon? Bo mi bardzo :D Zmiany też w głównych bohaterach :)
Do następnego :*

wtorek, 23 października 2012

008 - It Is What It Is

Obudziłam się z potwornym bólem głowy. Natychmiast sięgnęłam do torebki po środki przeciwbólowe i czym prędzej powędrowałam pod prysznic. Cieszyłam się, że Paul odwołał mój udział w tapingu, bo nie byłam w stanie walczyć. Marzyłam jedynie o chwili spokoju, którą notabene dostałam, za co byłam niesamowicie wdzięczna. Wychodząc spod prysznica nawet nie zerknęłam na swoje odbicie w lustrze. Wciągnęłam na siebie krótkie spodenki i czerwoną bluzkę z krótkim rękawem. Na zewnątrz zrobiło się naprawdę ciepło, więc bez obaw mogłam spakować do walizki moją ukochaną bluzę. W ciszy zbierałam rzeczy w całym apartamencie, nie kłopocząc się, by zrobić makijaż czy poczesać włosy. Związałam je jedynie gumką, bo po prostu mi przeszkadzały. Sprawdzając po raz kolejny czy wszystko zabrałam, złapałam za uchwyt walizki i wyszłam z pokoju. Widziałam Phila, który przeszedł szybko obok mnie, nie zaszczycając mnie nawet jednym spojrzeniem. Westchnęłam i zanotowałam w pamięci, że muszę z nim później porozmawiać i przeprosić za moje zachowanie.
Przy recepcji zebrała się już większość osób, które wyjeżdżały do Omaha. Z lekkim wahaniem ruszyłam w stronę miłej kobiety stojącej za recepcją, po czym wręczyłam jej kucz. Odwracając się omal nie wpadłam na April, która uśmiechała się do mnie szeroko.
- AJ, proszę. Nie mam nastroju na głupie pogawędki, więc jeśli nie chcesz być zanudzana, lepiej odejdź- powiedziałam z głębokim westchnieniem.
Słodki uśmiech znikł  jej oblicza, a wstąpiło na nie zmartwienie. Przyjrzała mi się uważnie, a potem położyła dłoń na moim ramieniu.
- Tak robią przyjaciele, prawda? Są ze sobą na dobre i na złe- spojrzała na mnie z nadzieją, a ja posłałam jej w odpowiedzi słaby uśmiech, po czym ruszyłyśmy ramię w ramię w kierunku wynajętego samochodu.
- Prowadzisz- rzuciłam jej kluczyki, a sama zajęłam miejsce pasażera. Miałyśmy do przejechania jakieś osiemdziesiąt pięć mil, więc podróż nie miała być długa.
*
Punk siedział w milczeniu na miejscu pasażera i uparcie bawił się swoim iPhone. Myślał, że między nim, a Annabell mogłoby zacząć coś się tworzyć. Zaczął naprawdę lubić tę dzieczynę i cieszyła go każda rzecz, którą w niej odkrywał. W końcu spędzili razem kilka godzin na oglądaniu filmów i obudzili się oparci o siebie. Chciał ją gdzieś zaprosić, by móc poznać kolejną część jej natury. Wtedy nagle była dla niego taka nieuprzejma, nieprzystępna i ostra, że zrozumiał, że jest dla niego zupełnie obcą osobą.
Westchnął, sfrustrowany. Nawet mimo to, wciąż chciał być blisko.
- Phil, stary, wszystko gra?- zapytał Kofi, odwracjąc na moment spojrzenie od drogi, by móc popatrzeć na kumpla.
- Nie bardzo- mruknął, nie podnosząc spojrzenia.
- Chcesz o tym pogadać?
- Nie bardzo- powtórzył, ucinając konwersację.
*
- Powtarzam Ci po raz ostatni, Beth. Na własne uszy słyszałam, jak ten facet mówił, że ona kogoś zabiła- brunetka była tak podekscytowana, że nie mogła usiedzieć w miejscu.
- Eve, nie powinnyśmy się mieszać w jej prywatne życie. Rywalizacja na polu zawodowym to jedno, ale to? To już chyba przesada- powedziała cicho blondynka.
- Elizabeth! Nie waż się mówić, że nie chcesz uprzykrzyć im życia. Ona miała jego bluzę, na litość Boską, dziewczyno! Musimy jakoś sprawić, by wszyscy ją znienawidzili. Już chyba nawet mam pomysł jak- Torres uśmiechnęła się przebiegle, układając w głowie misterny plan.
*
Mijały kolejne dni, tygodnie. Ciągle przenosiliśmy się z mejsca na miejsce, podróżując po całym kraju. Przeprosiłam April i Phila za moją dziwną akcję w Columbus. Obydwoje stwierdzili, że rozumieją, że każdy może mieć gorsze dni. Mogłam śmiało powiedzieć, że AJ stała się moją ukochaną najlepszą przyjaciółką. Była przy mnie kiedy tego potrzebowałam, nie próbowała mnie zmienić, a ja z całych sił starałam się odwdzięczyć się jej tym samym. Co do Punka... Po tym, jak go potraktowałam poczułam, że wznowił ten dystans, który był między nami na początku. Kiedy zaczynało mi się wydawać, że między nami mogłoby coś być, on z powrotem zaczynał zachowywać się jak zwykły znajomy z pracy. I chociaż spędzaliśmy razem dużo czasu wiedziałam, że dopóki nie pozna powodu mojego zachowania to nie będzie w stanie w jakiś sposób mi zaufać. Nie potrafiłam się jednak przełamać, by powiedzieć im o mojej przeszłości. Zbyt mocno się bałam, że odwrócą się ode mnie, tak jak zrobili to inni. W tej firmie tylko cztery osoby wiedziały co się stało i chciałam, żeby tak zostało. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Siedziałam przy stole w hotelowej restauracji razem z April, Philem i Kofim. Chłopaki przedrzeźniali się nawzajem i stroili sobie żarty, a my śmałyśmy się w najlepsze, kiedy nagle przy naszy stoliku pojawiły się Beth i Eve. Zdziwiło mnie to trochę, bo przez prawie dwa miesiące nie zwracały na mnie największej uwagi.
- Mogę wam w czymś pomóc?- zapytałam w końcu, siląc się na uprzejmy ton.
- Ależ nie, Rosario, nie kłopocz się. Po dzisiejszym RAW to raczej Ty będziesz potrzebowała pomocy- poinformowała mnie, pewna siebie Beth.
- A co? Znów bedziesz próbowała mnie pokonać?- uśmiechnęłam się szyderczo.
- Myślę, że możesz już pożegnać się z przyjaciółmi- syknęła Eve.
Poczułam na sobie pytające spojrzenie April, ale tylko wzruszyłam ramionami. Nie miałam najmniejszego pojęcia o co chodzi tym dwóm wariatkom.
*
Razem z resztą zawodników stałam za kulisami i oglądałam na monitorze walkę Beth z Kelly Kelly. Miałam dziwne przeczucie, że dzisiejszy wieczór nie skończy się dobrze. Jezcze mocniej w tym przekonaniu utrwalił mnie fakt, że w pomieszczeniu pojawił się Vince McMahon. Stanął obok mnie i spojrzał na mnie skonfundowany.
- Beth poprosiła mnie dzisiaj o czas antenowy- zaczął, a ja poczułam, jak mój żołądek zawiązuje się w supeł- Nie mam pojęcia o co jej chodziło, więc się zgodziłem. Teraz jednak boję się, że mogę tego żałować. Zaznaczyła, że to doda nieco pikanterii do Twojego związku z Punkiem- poinformował mnie, a ja zamarłam.
Rozpaczliwie przeszukiwałam myśli w poszukiwaniu sytuacji, którą Beth mogłaby przytoczyć w ringu, ale nie znalazłam nic godnego uwagi, co zdenerwowało mnie jeszcze bardziej. Kiedy w ringu pojawiła się Eve wiedziałam, że cała ta sytuacja będzie kompletnie prywatna.
- Odkąd w naszym środowisku pojawiła się Annabell Rosario razem z Beth wiedziałyśmy, że ta dziewczyna przysporzy nam wszystkim tylko kłopotów- zaczęła Eve, a ja poczułam, jak zaczynają mi się trząść ręce.
- Wszyscy myślicie, że jest słodka i niewinna, prawda? Nawet Punk dał się nabrać. On, ze wszystkich ludzi, jako jeden z pierwszych osób połknął haczyk. Ale my wiedziałyśmy, że coś jest nie w porządku- dodała Beth.
- Kilka tygodni temu przebywaliśmy w Columbus. Wtedy usłyszałam ciekawą wymianę zdań między naszą kochaną Annabell, a niejakim Sawyerem- zaśmiała się Eve, a ja poczułam, jak oczy zachodzą mi mgłą i zaczyna brakować mi powietrza. Niemalże natychmiast przy mim boku pojawił się Paul i objął mnie mocno.
- Nie przedłużając: Annabell Rosario jest morderczynią. Zabiła trzy osoby i nawet nie raczyła się z tego wytłumaczyć- syknęła Beth, a w szatni zrobiło się nienaturalne cicho.
***
Łuuuch :D Ale dawno nic tutaj nie dodawałam :) Ale w końcu się na to zdecydowałam i nie żałuję, bo nabrałam ostatnio nowej chęci na pisanie o wrestlingu :)
Przy okazji chciałąbym was zaprosić na moje drugie opowiadanie w tej tematyce: similar-creatures. Mam nadzieję, że spotkamy się również tam, bo przyznaję, że wiążę wielkie nadzieje z tą nową historią. Obyście licznie czytały i komentowały moje kolejne dzieło. Mogę wam już teraz obiecać, że będzie warto :*

czwartek, 20 września 2012

007 - The mess I made

Przebudziłam się o godzinie drugiej nad ranem. Westchnęłam sfrustrowana. Kolejny koszmar przysporzył mnie o bezsenność. Podnisłam się z łóżka i wciąż lekko roztrzęsiona wyjęłam z torebki paczkę linków i wyszłam na balkon. Zapaliłam papierosa i przejechałam dłońmi po twarzy, wzdychając ciężko. Od kilku dni było dobrze. Przesypiałam całe noce, nie myślałam o tym. A teraz, kiedy pojawiłam się w Columbus, wszystkie wspomnienia powróciły ze zdwojoną siłą. Usiadłam w kącie, oparłam się o ścianę i podwijając kolana pod brodę pozwoliłam, by z mojego gardła wyrwał się szloch, a łzy zmoczyły moją koszulkę. Od sześciu lat, każdego roku przyjeżdżałam do Columbus. Za każdym razem znajdowałam się w tym samym cholernym miejscu i płakałam przez długie godziny.
- Czemu nie śpisz?- usłyszałam męski głos po prawej stronie.
Zdziwiona spojrzałam w tamtym kerunku i zobaczyłam Phila opartego o balustradę i patrzącego na mnie uważnie.
- Nie mogę spać- mruknęłam, pociągając lekko nosem i zaciągając się dymem- A ty?
- Ja też- odpowiedział, po czym spojrzał na papierosa i skrzywił się lekko.- Czemu palisz?
- Nie wiem. Nawet tego nie lubię- prychnęłam pod nosem i przerzuciłam peta przez balustradę.
Dwoma sprawnymi ruchami przekroczył dzielące nas balkony i ukucnął przede mną, układając palce na moim podbródku i zmuszając mnie, bym na niego spojrzała.
- Płakałaś- stwierdził, marszcząc brwi, kiedy skierowałam na niego swoje zapłakane oczy.- Czy ktoś zrobił Ci krzywdę, Annabell?- zapytał poważnie.
Zaśmiałam się nerwowo i bezsilnie.
- Jestem całkiem pewna, że było całkowicie odwrotnie- mruknęłam ponuro- Nie chcę o tym rozmawiać- ucięłam.
- W porządku- wyprostował się po czym podał m rękę, by pomóc mi się podnieść- Skoro obydwoje nie możemy zasnąć to może obejrzymy jakiś film?- zaproponował.
Skinęłam głową i uśmiechnęłam się lekko. Byłam mu bardzo wdzięczna, że nie drążył tematu. Wyjęłam z torebki gumę do żucia i złapałam za pilota.
- Co masz ochotę obejrzeć?- zapytałam i spojrzałam jak stoi w przejściu między balkonem i pokojem, niepewny co powinien zrobić. Zaśmiałam się cicho- No chodź tutaj- poklepałam łóżko obok siebie.
Uśmiechnął się delikatnie i zajął wskazane przeze mnie miejsce. Sięgnęłam po pilota i włączyłam film. Długo siedzieliśmy w przyjemnej ciszy i oglądaliśmy kolejne produkcje. Nie wiem, które z nas zasnęło pierwsze.
*
Obudził mnie ból w karku. Otworzyłam oczy i jęknęłam cicho, przecierając oczy. Opierałam głowę o ramię Phila. Natomiast jego głowa była oparta o moją.
- Dzień dobry- mruknęłam widząc, że powoli otwiera oczy. Spojrzał na mne i uśmiechnał się nieco nieprzytomnie.
- Dzień dobry. Która godzina?- zapytał, rozciągając ręce.
- Dochodzi dziewiąta. Dobrze Ci się spało?- zapytałam z błyskiem w oku, wchodząc do łazienki.
- Nie pamiętam kiedy ostatnio spałem tak długo- przyznał- Dziękuję za miłe towarzystwo. Do zobaczenia- pomachał mi i zniknął za drzwiami.
Ne potrafiłam powstrzymać szerokiego uśmiechu, który pojawił się na mojej twarzy. Spojrzałam w lustro i zaśmiałam się, widząc swoje odbicie. Czyżby gorsze czasy mojego życia minęły?
*
- Chryste Panie, Phil!- w progu przywitał go nieźle spanikowany Kofi- Gdzieś się podziewał, Chłopie? Myślałem, że padnę na zawał, kiedy się obudziłem i Cię nie było.
- Wyluzuj, Stary- mruknął uspokajająco i rzucił telefon na łóżko- Byłem u Annabell.
Odpowiedziała mu głucha cisza. Zmarszczył brwi i wychylił się zza drzwi prowadzących do łazienki, by sprawdzić, czy Kofi wciąż jest w pokoju. Mężczyzna siedział bez ruchu na łóżku i patrzył zszokowany na ścianę naprzeciw siebie.
- Hej, żyjesz?- zapytał Brooks, podchodząc do niego i machając mu dłonią przed oczami.
- Cholera, Punk, nie spodziewałem się, że tak szybko przystąpisz do akcji. Tak łatwo Ci poszło?- zapytał w końcu czarnoskóry mężczyzna, przeszywając swojego przyjaciela wzrokiem.
Phillip uderzył się otwartą dłonią w czoło, zamknął oczy i pokręcił głową z dezaprobatą.
- Ogarnij się, człowieku, za kogo mnie uważasz? Nie spałem z nią, Annabell nie jest jakąś tam pierwszą lepszą- odpowiedział poważnie, a siedzący przed nim mężczyzna uniósł wysoko brwi i uśmiechnął się głupkowato.
- Ojj, Punkers.. Bo zmienię co do Ciebie zdanie- zaśmiał się i zagroził palcem.
- Czyli?- zapytał Brooks, wyciągając z walizki czyste ubrania.
- Okazuje się, że jednak nie jesteś aż takim dupkiem, za jakiego Cię miałem- odrzekł za co Phil rzucił w niego poduszką i znknął za drzwiami łazienki. Usłyszał tylko dochodzący zza drzwi śmiech i wywrócił oczami, uśmiechając się do siebie.
*
Po skończonym treningu mieiśmy trochę wolnego czasu przed wieczornym tapingiem. Wpadłam do hotelowego pokoju i po szybkim prysznicu wymknęłam się z budynku. Wciąż rozglądałam się wokół sprawdzając, czy nikt za mną nie idzie. Nie chciałam, by ktokolwiek z moich nowych znajomych wiedział o mojej przeszłości. Zwłaszcza April i Phil. Chciałam najpierw lepiej ich poznać, a dopiero potem obarczać moją mroczną i skomplikowaną przeszłością.
Zasunęłam bluzę pod szyję, kiedy zawiał mocniejszy wiatr i czym prędzej przekroczyłam bramy cmentarza. Po drodze kupiłam duży znicz i niebieskie chryzantemy. Odnalazłam odpowiedni grób i ułożyłam zakupione rzeczy. Usiadłam na ławeczce przed nagrobkiem i westchnęłam cicho.
- Cześć, Mały- zaczęłam, ocierając łzę, która spłynęła po moim policzku- Wiem, że dawno Cię nie odwiedzałam, ale nie miałam czasu, przepraszam. Wiem, że mnie nie znałeś, ale przez ten czas wydaje mi się, jakbyśmy byli najlepszymi przyjaciółmi- spojrzałam na zdjęcie uśmiechniętego chłopca i poczułam ten sam mocny uścisk w sercu- Za dwa miesiące skończyłbyś dziesięć lat. Za dwa miesiące mija już sześć lat i obiecuję, że wtedy znów Cię odwiedzę- zapewniłam chyba bardziej siebie niż jego- Mam nadzieję, że kiedyś mi to wybaczysz- posłałam całusa w kierunku zdjęcia i ruszyłam w drogę powrotną. Nie spieszyłam się, musiałam ochłonąć i pozwolić, by wypłynęły ze mnie wszystkie łzy. Czułam, że ludzie przyglądają mi się z zaciekawieniem, ale miałam to naprawdę gdzieś. Nie miałam siły nawet posyłać zimnych spojrzeń. Po prostu szłam z pochyloną lekko głową i płakałam bez opamiętania.
Sprawy przybrały jeszcze gorszy obrót, kiedy na ławce przed hotelem spostrzegłam mężczyznę. Mężczyznę, któremu zniszczyłam życie, a teraz on odpłacał mi tym samym.
- Rosario- usłyszałam ciche warknięcie.
Westchnęłam i usiadłam obok, zerkając na niego niepewnie. Wciąż wyglądał tak samo: wytarte dżinsy, kowbojskie buty, dżinsowa kamizelka i tatuaże. Zaciśnięte w wąską linię usta, zimne oczy i zmarszczone czoło.
- Witaj, Sawyer. Kopę lat- mruknęłam, skubiąc nerwowo wargę.
- Dziesięć miesięcy- poprawił mnie- Widziałem Cię w telewizji. Dostałaś świetną pracę, układasz sobie życie. Czyżbyś zapomniała co zrobiłaś sześć lat temu?- zapytał cicho, mrużąc oczy z wściekłości.
- Uwierz, nigdy w życiu nie zapomnę tego co się stało. Ale nie mogę cofnąć czasu. Gdybym tylko mogła, zrobiłabym to. Co Twoim zdaniem mam zrobić?- zapytałam roztrzęsionym głosem, dzielnie przełykając łzy.
- Nie pozwolę, byś po tym wszystkim mogła być szczęśliwa. Odebrałaś mi wszystko. Wszystko, rozumiesz?!- krzyknął, a ja zamknęłam oczy i pozwoliłam łzom wypłynąć.
- Choćby nie wiem co się stało, nigdy nie nie będę szczęśliwa tak do końca. Nie zapominaj, że moje życie też legło wtedy w gruzach. Straciłam trzy najważniejsze osoby w moim życiu- mruknęłam cicho, wycierając oczy.
- Zabiłaś ich, Annabell Rosario- warknął, po czym wstał i szybkim krokiem oddalił się spod hotelu.
*
Eve stała zaraz za rozmawiającą dwójką i nie mogła uwierzyć własnym uszom. Mała, słodka Annabell jednak nie była tak niewinna, jak wszyscy myśleli. Morderstwo? Zabiła aż trzy osoby? To nie mogło pomieścić się w jej głowie. Mogła założyć się o wszystko, że Phil i April nie mieli pojęcia o mrocznej przeszłości ich drogiej przyjaciółeczki. Uśmiechnęła się szeroko i nie szczędząc czasu popędziła do hotelu, by móc podzielić się tą informacją z Beth. Teraz nareszcie wiedziała jak szybko i skutecznie zniszczyć tę dziewczynę.
*
Wpadłam do pokoju i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Rzuciłam się na łóżko i zagryzłam poduszkę, chcąc stłumić szloch i wrzask, które wydobyły się z mojego gardła. Leżałam w bezruchu, obserwowałam zachodzące słońce i pozwalałam łzom wypływać z moich oczu i moczyć poszewkę. Wiedziałam, że w pełni zasłużyłam na wszystko, co mnie spotykało. Spowodowałam śmierć trzech niewinnych osób, zniszczyłam życie kolejnym trzem. Byłam złym człowiekiem, karma biła mnie po tyłku z całych sił, napawając się tym i nie chcąc przestać. Westchnęłam i znów sięgnęłam po papierosa. Wyszłam na balkon i zaciągnęłam się głęboko.
- Znów palisz. Znów płaczesz- usłyszałam miękki głos Phila.
- I znów nic Ci nie powiem- warknęłam, zatrzaskując za sobą drzwi balkonowe i przuciłam się na łóżko. Tym razem sen przyszedł szybko i pozwolił chociaż na chwilę odpocząć moim zszarganym emocjom.
***
Zapomniałam o tym opowiadaniu. Jestem głupia, wiem, ale klasa maturalna, zapierdziel przy książkach od samego startu robią swoje. Ale już jestem, mam jeszcze 3 odcinki napisane, może stworze niedługo następne, więc nie jest źle :)

piątek, 31 sierpnia 2012

006 - CloudHead

Kiedy tylko znalazłyśmy się za kulisami, większość znajdujących się tam osób zaczęła bić brawo i gratulować. April przytuliła mnie mocno i w kółko powatrzała, że byłam wyśmienita i że publiczność od razu mnie pokochała. Ja natomiast czułam ogromną ulgę, szczęście i dumę, że bez zająknięcia wygłosiłam swoje kwestie i zagrałam swoją rolę.
- Kochani, wszystko poszło wspaniale! Możecie już rozejść się do domów i hoteli, jutro wieczorem wylatujemy do Columbus w Nebrasce na taping SmackDown, a potem przenosimy się do Omaha, gdzie odbędzie się następne RAW- ogłosił Hunter i wszyscy rozeszli się do swoich szatni, by móc się odświeżyć, przebrać i móc pójść spać lub wyjść na miasto z przyjaciółmi.
- Widzisz? Mówiłem, że nie masz się czym denerwować- zauważył i podszedł do mnie, by móc mnie przytulić-  Byłaś wyśmienita, Mała. Wiedziałem, że tak będzie- spojrzał na mnie z błyskiem w oku.
- Dzięki, Miśku- uderzyłam go lekko w ramię i udałam się w kierunku szatni.
- Ann!- usłyszałam wołanie. Odwróciłam się i zobaczyłam, że w moim kerunku idzie uśmechnięty Mike- Parę osób wybiera się do klubu. Masz może ochtę iść z nami?- zapytał.
- Dziękuję za zaproszenie, Mike, ale jestem zmęczona i wciąż rozemocjonowana. Jeśli nie masz nic przeciwko, wolałabym wrócić do odmu- uśmiechnęłam się przyaźnie.
- Jasne, nie ma sprawy. Dobrej nocy- uśmiechnął się na odchodnym.
- Miłej zabawy!- krzyknęłam za nim, a on pomachał w odpowiedzi.
Weszłam do szatni, zabrałam swoją torbę z ubraniami i wyszłam przed budynek. Cała hala zdążyła już opustoszeć i wokół trwała miła cisza. Żadnych wrzasków, żadnych ludzi, żadnych samochodów. Uśmiechnęłam się szerzej i wolnym krokiem ruszyłam w kierunku domu.
- Annabell!- usłyszałam za sobą.
Zatrzymałam się na chwilę niepewna, co powinnam zrobić. Doskonale rozpoznawałam ten głos. Tylko jedna osoba tak do mnie mówiła.
- Phil, hej. Ty jeszcze nie w domu?- zapytałam zdziwiona.
- Zobaczyłem, że wychodzisz i pomyślałem, że mógłbym Ci towarzyszyć w drodze powrotnej. Jest taka piękna noc, że szkoda tracić czas na taksówkę, skoro można się przejść- uśmiechnął się i spojrzał na mnie z nadzieją.
- Jasne, będzie mi miło mieć towarzystwo- odpowiedziałam i ruszyliśmy przed siebie powoli.
- Poszło Ci dzisiaj świetnie, Annabell. Przyznam, że sądziłem, że będzie to wyglądało dużo gorzej. Wychodzi jednak na to, że się myliłem, a ty jesteś prawdziwą profesjonalistką- spojrzał na mnie z błyskiem w oku, a ja zaśmiałam się szczerze.
- Cóż, dziękuję. Przyjmę to jako komplement. Starałam się jak mogłam, by nie zawieść osób, które mi zaufały- przyznałam cicho.
Przez chwilę szliśmy w milczeniu, a ja delektowałam się tą więzią, która zaczynała się między nami tworzyć. Rzeczywiście spędzaliśmy razem mnóstwo czasu i myślę, że obojgu nam to odpowiadało. Czułam, że co chwilę na mnie zerka, a i ja nie pozostawałam mu dłużna. W pewnym momencie powiew chłodnego wiatru wywołał gęsią skórkę na moich odkrytych ramionach, więc odruchowo potarłam je dłońmi. Poczułam, jak ciepły materiał dotyka mojej skóry, a przyjemny zapach uderza w moje nozdrza. Obejrzałam się i zobaczyłam, że czarna bluza Punka znalazła się na moich ramionach.
- Dziękuję- uśmiechnęłam się nieśmiało i spuściłam wzrok na ziemię.
- Nie ma problemu- odpowiedział wesoło.
Nie wiedząc kiedy, znaleźliśmy się przed blokiem,  w którym mieszkałam.
- Dziękuję za odprowadzenie. Pewnie przeze mnie nadłożyłeś sporo drogi- zauważyłam, wzdychając cicho.
- Chciałem Cię odprowadzić, Annabell. To była dla mnie czysta przyjemność- odrzekł szybko.
- Cieszę się. Dobranoc, Phillip- podałam mu dłoń, którą ujął delikatnie i pocałował subtelnie jej wierzch. Rzucając mi ostatnie figlarne spojrzenie odwrócił się i odszedł w kierunku domu.
*
 Szedł energicznie chodnikiem, uśmiechając się szeroko do samego siebie. Nie miał pojęcia co się z nim działo. Jeszcze niecałe dwa tygodnie temu gubił się w swoich myślach i uczuciach, zamykał się w sobie i z nikim nie rozmawiał. To się zmieniło i on doskonale wiedział dlaczego. Właśnie wtedy Paul wszedł do siłowni z tą dziewczyną w ramionach. Była małym promyczkiem, który rozświetlił jego monotonne życie. Była pełna życia, energiczna i spontaniczna. Miała mnóstwo pomysłów i chciała zeralizować je wszystkie. Kiedy tworzyli script na dzisiejsze show ciągle się uśmiechał i obserwował jak zabawnie marszczyła brwi i przygryzała długopis, kiedy się nad czymś intensywnie zastanawiała. Jej uśmiech był najpiękniejszym, jaki kiedykolwiek widział. Kiedy się uśmiechała nie mógł się powstrzymać i reagował w ten sam sposób. Kiedy na niego patrzyła czuł, jakby przenikała wgłąb jego duszy.
Wszedł do domu i rzucił pęk kluczy na szafkę. Wciąż się uśmiechając powędrował pod prysznic. Nie mógł przestać myśleć o tym, że jutro też ją zobaczy.
*
Sapnęłam zdenerwowana i zmrużyłam oczy, kładąc dłonie na biodrach. Od godziny usiłowałam w jakiś sposób spakować się do małej torby. Poddałam się z jękiem i wyjęłam spod łóżka dużą walizkę. Sfrustrowana zaczęłam przepakowywać swoje rzeczy. W pewnym momencie mój wzrok padł na bluzę przewieszoną przez oparcie fotela. Uśmiechnęłam się szeroko na wspomnienie poprzedniego wieczora. Po Philu, którego poznałam dwa tygodnie temu, nie było już śladu. Wydawał się być bardziej radosny i beztroski. Wciąż jednak wyczuwałam w nim tę tajemniczość i musiałam przyznać sama przed sobą, że niesamwicie mmnie to kręciło.
Zarzuciłam na ramiona szary sweterek, złapałam za uchwyt walizki i omiotłam przeciągłym spojrzeniem całe mieszkanie. Za nieco ponad godzinę odlatywał saolot do Columbus, a ja nie miałam pojęcia kiedy znów się tu pojawię. Chociaż czułam żal, ze już muszę opuścić Chicago to czułam, że moim przeznaczeniem jest pracować w WWE. Nie wyobrażałam sobie innego zajęcia dla siebie.
*
 - Ann! Nareszcie jesteś! Samolot zaraz odlatuje- usłyszałam od przejętej April, która podeszła do mnie, kiedy tylko mnie zobaczyła.
- Przepraszam. Cholerne korki- mruknęłam, siłując się z walizką i jednocześnie próbując wyjąć bilet z torebki.
Poczułam na sobie czyjeś natrętne spojrzenie. Pokręciłam lekko głową i nie przerywałam szukania. Jednak kiedy poczułam mrowienie w karku, wyprostowałam się i obejrzałam za siebie. Beth i Eve stały ramię w ramię i rozmawiały o czymś zawzięcie, często zerkając na mnie. Kiedy natomiast spostrzegły, że się im przyglądam przerwały i ruszyły w moim kierunku.
- Czego chcecie?- zapytałam znudzonym tonem, ustawiając się w kolejce za April.
- Czego chcemy? Może raczej czego nie chcemy? Nie chcemy Ciebie tutaj, nie należysz do naszej rodziny, nie pasujesz do nas. I psujesz wszystko- warknęła Beth, zaciskając dłonie w pięści.
- Spokojnie, Blondi, nie denerwuj się. Wasze zdanie się nie liczy, Skarbie. Ważniejsze jest czego chcą Paul i Vince, a zdaje się, że chcą mnie, więc chyba macie problem- zauważyłam elokwentnie.- Poza tym co takiego Ci psuję, Beth?- zapytałam, prawdziwie ciekawa jej odpowiedzi.
- Ty mała...- zaczęła syczeć Eve, ale Beth natychmiast położyła dłoń na jej ramieniu.
- Spokojnie, dam sobie radę- zapewniła ją- Co takiego psujesz, pytasz? Psujesz moje realcje ze znajomymi, moją pracę, moją pozycję w hierarhii. Ale nade wszystko psujesz moją szansę na powrót do Punka- poinformowała mnie.
- Na powrót do niego?- zapytałam ironicznie- A czy on o tym wie?- zaśmiałam się.
Zamilkła, zaskoczona moim pytaniem, ale widziałam, jak w jej oczach płonie ogień wściekłości. Zauważyłam jak Phil i Kofi przekraczają próg lotniska, ciągnąc za sobą walizki i śmiejąc się z czegoś. Pomyślałam, że to dobry moment, by utrzeć nosa Beth, więc pomachałam do nich, a oni ruszyli w naszą stronę.
- Cześć- uśmiechnęłam się szeroko. Oni odpowiedzieli mi tym samym.
- Witaj, Annabell- powiedział Punk niskim głosem, a po moich plecach przebiegły dreszcze.
Beth stała tuż obok i widziałam narastającą wewnątrz niej frutrację, bo Brooks, mówiąc prosto, olewał ją całkowicie. Właściwie to rozumiałam jego zachowanie - jeżeli była dla niego taka jak dla mnie to miał do tego całkowite prawo.
- Dziękuję za bluzę- wyjęłam ją z torebki dokładnie złożoną i wręczyłam mężczyźnie, który zabrał ją ode mnie, przypadkowo dotykając mojej ręki. Spojrzeliśmy sobie na moment w oczy i uśmiechnęliśmy się do siebie.
- Nie ma sprawy. Zawsze chętnie służę pomocą- odpowiedział.
Widziałam jak Beth powoli oddala się od nas, a Eve szepcze jej coś do ucha. Widziałam, że zrobiło się jej przykro i nagle zaczęłam czuć wyrzuty sumienia. Kiedy jednak posłała mi lodowate spojrzenie odpowiedziałam jej tym samym i zrozumiałam, że skoro Phil już z nią nie jest to musi być ku temu powód.
***
Yeah! Tak, wróciłam z mojej cudownej Barcelony :D Było bajecznie, nieziemsko, genialnie :)
Przez, a może raczej dzięki tej wycieczce wróciła moja wena na opowiadanie o piłkarzach, więc zainteresowanych zapraszam na: estas-todos.blogspot.com

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

005 - Miss Murder

Chicago. Jedno z najpiękiejszych i najbardziej magicznych miast w Stanach Zjednoczonych. To tutaj można było przeżyć najbardziej niezapomniane chwile w życiu. To w tym mieście się zakochałam, kiedy tylko się w nim znalazłam. To właśnie w tym mieście miał się odbyć pierwszy live event z moim udziałem.
Siedziałam na murku za budynkiem, obserwowałam zachodzące słońce i w myślach wciąż powtarzałam swoje dzisiejsze kwestie. Uparcie nie zwracałam uwagi na irytujące rwanie w żebrach, które choć znacznie się zmniejszyło to nie ustało całkowicie. Normalnie nie paliłam. Nie przepadałam za papierosami, nie byłam uzależniona. Jednak w sytuacji takiego poziomu stresu po prostu musiałam zapalić. Pozwalałam, by dym tytoniowy wypełniał moje płuca i przynosił mi krótkotrwałą ulgę. Wcześniej, w Ring of Honor, nie musiałam brać udziału u żadnych rozrywkowych segmentach. Wchodziłam do ringu i po prostu robiłam swoje. Teraz musiałam odłożyć na bok wszystkie stare przyzwyczajenia i wejść z impetem w ten nowy świat. Zawsze byłam dobrą aktorką, ale wiedziałam, że nie wszystko co się mówi w tym show musi być ściśle związane ze scenariuszem. Czasami pojawiała się osoba, ktora wyrzucała do kosza cały script tylko po to, by móc się na przykład na kimś zemścić.
- Wyrzuć to- usłyszałam za sobą ostrą reprymendę.
Przymknęłam oczy i skrzywiłam się lekko. Ostatnie, czego chciałam, to kłótnia z najlepszym przyjacielem, dlatego wyrzuciłm peta i natychmiast wzięłam gumę do żucia.
- Szczęśliwy?- burknęłam i posłałam w jego kierunku sztuczny uśmiech.
Zaśmiał się szczerze, po czym usiadł obok i objął mnie opiekuńczo ramieniem.
- Nic się nie bój, Mała, świetnie sobie poradzisz, jak zawsze. Wszyscy w Ciebie wierzymy, a ja wiem, że nie zawiedziesz- zapewił mnie.
po tych słowach poczułam się o niebo lepiej. Postanowiłam wypchnąć ze świadomości wszelakie obawy i zmierzyć się z tym wszystkim twarzą w twarz.
*
- Gotowa?- zapytał Phil, stając obok mnie, kiedy w skupieniu obserwowałam rozpoczynający się właśnie mecz między AJ i Brie Bella.
- Nie- mruknęłam, skubiąc wargę zębami, czym sprowokowałam cichy śmiech mężczyzny.
- Nic się nie bój, Annabell. Jeżeli naprawdę jesteś tak dobra jak twierdzą Paul i Vince to dasz sobie radę. Poza tym wszystko ustaliliśmy. Jeżeli tylko zapomnisz kwestii daj znak, a któreś z nas Ci pomoże- zapewnił mnie, a ja posłałam mu w podzięce lekko zdenerwowany uśmiech.
- Annabell, wchodzisz!-  usłyszałam krzyk.
Przerażona zamarłam w bezruchu na środku korytarza. Poczułam tyko jak Brooks lekko, ale zdecydowanie popycha mnie naprzod, a potem samo poszło. Wbiegłam na rampę, a potem na ring i odciągnęłam jedną z bliźniaczek od skulonej w narożniku AJ. Wymierzyłam kilka mocnych ciosów i przerzuciłam ją przez liny na matę. To samo uczyniłam z drugą, w czym pomogła mi Mendez. Kiedy tylko zszokowane bliźniaczki, podpierając się, opuszczały ring, ja podeszłam do AJ z zapytaniem czy wszystko w porządku. Potem przytuliłam ją do siebie, a w hali rozbrzmiała piosenka "Let's light it up", muzyka April. Szczęśliwe machałyśmy do publiczności, której reakcja była bardzo pozytywna. Uśmiechałam się szeroko - jedna trzecia za mną.
*
Stałam nieco za kamerzystą i obserwowałam początek scenki między AJ i Philem.
- Punk! Punk!- podbiegła do niego, kładąc rękę na jego ramieniu, by zmusić go do odwrócenia się. Sporzał na nią przez chwilę i kontynuował rozmowę przez telefon.
- Widziałeś moją walkę?- zapytała niepewnie, patrząc na niego z nadzieją.
- Poczekaj- powiedział do niej i nie przerwał rozmowy.
- Z kim rozmawiasz?- zapytała, a kiedy nie uzyskała odpowiedzi, powtórzyła- Pytałam: Z kim rozmawiasz?
- Tutaj jesteś!- podeszłam do nich.
Wiedziałam, że Punk już się rozłączył i teraz patrzył na nas z zainteresowaniem.
- On nie widział mojej walki! Nie widział jak mi pomogłaś!- wskazała na niego oskarżycielsko.
- Spokojnie, AJ. Chodź, pójdziemy do szatni, musisz przygotować się do wywiadu z Colem. Poza tym nasz mistrz ma wiele na głowie. Prawda, Mistrzu?- zwróciłam się do niego.
- O... O tak, tak, mam wiele, bardzo wiele na głowie. Tak... Mhm...- mówił, usiłując przekonać dziewczynę.
- Oh...- mruknęła- Okej- uśmiechnęła się i pobiegła do szatni.
- Dzięki- mruknął cicho.
- Nie zrobiłam tego dla Ciebie- zmierzyłam go gniewnie- Zrobiłam to dla tej biednej dziewczyny- poinformowałam go i zniknęłam za zakrętem, zostawiając go samego na kilka sekund, dopóki ujęcie się nie skończyło.
- Dobra robota, kochani!- pochwalił nas reżyser i cała ekipa zabrała sprzęt i odeszła.
- Widzisz? Mówiłem, że dasz sobe radę- usłyszałam jego szept przy swoim uchu.
Odwróciłam głowę w tamtym kierunku i przymknęłam oczy, by móc nacieszyć się tym drobnym gestem. Kiedy chciałam na niego spojrzeć, on zdążył zniknąć.
*
Stałam za kulisami, obok Punka i Daniela, czekając na swoją kolej, by dołączyć do AJ, która stała obok Cole'a.
- AJ, dziękuję, że dołączyłaś do nas tego wieczora. To żaden sekret, że miałem okazję przeprowadzać z Tobą wywiad w tym ringu nie jeden raz i myślę, że wyglądasz świetnie. Jestem po prostu sprawiedliwy i zrównoważony, w przeciwieństwie do Ciebie - Ty nie masz nic wspólnego z równowagą.
- Cole, mówiąc...
- AJ, posłuchaj, dam Ci okazję, by wtułumaczyć wszystko, łącznie z tym czemu robiłaś to co zrobiłaś, kiedy RAW zeszło z anteny w zeszły poniedziałek- przerwał jej Michael. W tym momencie został wyświetlony klip z urywkami z poprzednich eventów.
- Więc, AJ, myślę, że powinienem zadać pytanie, na które cały świat chce znać odpowiedź: Co ty do cholery myslałaś?- zapytał, kiedy film się skończył.
- Cóż, Cole, wiele osób zadawało mi ostatnio to pytanie...
- Słuchaj - odpowiem za Ciebie; odpowiedź brzmi; nie myślałaś! Myślę, że zarząd zrobił błąd, mianując Cię sędzią specjalnym w walce o mistrzostwo na gali Money in the Bank. Bądźmy szczerzy: Jesteś tylko zagubioną małą dziewczynką. Prawdą jest, że taraz ty trzymasz w swoich rękach najbardziej prestiżowy tytuł w historii naszego biznesu. Powiedzmy sobie szczerze: Jesteś nastolatką, masz urojenia i fantazjujesz o dwóch facetach, w których nie mam pojęcia co widzisz. Myślałaś kiedyś, by znaleźć prawdziwego mężczyznę? No wiesz, mężczyznę z władzą i wpływami? Może... Obecny głos WWE?- poruszył brwiami, a po publiczności przetoczył się śmiech- Pomyśl: Mogłabyś mieć to wszystko- odchylił marynarkę, a my wszyscy za kulisami zaśmialiśmy się głośno. Na sali rozbrzmiała muzyka Daniela, który podażał w kierunku ringu.
- Dobra, Cole, rozumiemy- zaczął- Myślisz, że jesteś twardym, doskonałym dziennikarzem śledczym, prawda? Pozwól, że ci to uświadomię: Nie jesteś. Jesteś seksistowskim, znęcającym się emocjonalnie prześladowcą. Tak jak reszta mediów: kiedy widzisz historię, która Ci się nie podoba, po prostu zmyślasz rzeczy i wciskasz ludziom w usta słowa, których nie powiedzieli. Przyjmij do wiadomości: Ta historia nie jest o Tobie- zmierzył go i odwrócił się w kierunku April- Myślę, że znam AJ lepiej, niż ktokolwiek. Nie tylko wiem, że tratujesz swoją rolę sędziego bardzo poważnie. Wiem, że nie chciałaś, byśmy obydwaj spadli na ten stół. Chciałaś, by to był tylko Punk. I w porządku, bo ja Ci przebaczam- złapał za jej dłoń.
W tym momencie w hali rozbrzmiał "Cult of Personality' i na rampie pojawił się Punk, zmierzający powoli w kierunku rigu. 
- Cole, to nie ma nic wspólnego z Tobą. Spadaj.
- Słuchaj, to był mój wywiad...
- Cole! Won! Natychmiast!- wkurzony wskazał na stanowisko komentatorskie, a Michael posłusznie podążył w tamtym kierunku. W tym momencie spojrzał na uśmiechającą się szaleńczo April- Dwie osoby zostały bezpośrednio uszkodzone przez Twoją ostatnią akcję: Daniel Bryan i ja. Tydzień temu przeleciałem przez stół, więc dzisiaj boli mnie całe ciało. Ale to jest w porządku. To jest coś na co się zgadzasz, kiedy zostajesz profesjonalnym wrestlerem. Coś czego nie zrobię, w przeciwieństwie do Daniela Bryana, to udawanie, że to nie miało miejsca. Nie zamiotę całej tej sytuacji pod dywan. Na pewno nie będę Ci się podlizywał tylko dlatego, że jesteś sędzią specjalnym  naszym meczu na Money in the Bank. Będę z Tobą boleśnie szczery, bo na to zasługujesz, bo się o Ciebie martwię, AJ- przerwał, by nabrać powietrza, a ja zaczynałam przygotowywać się do wyjścia na ring- Nie jesteś w dobrym miejscu psychicznie. I może to po części moja wina, powinienem był powiedzieć coś dużo wcześniej, a ponieważ tego nie zrobiłem: przepraszam. Ale... potrzebujesz profesjonalnej pomocy. Nie zrobię czegoś takiego jak Dadniel Bryan: nie będę stał tu przed Tobą i kłamał prosto w Twoją twarz, nie będę bawił się Twoimi uczuciami i manipulował Tobą tylko po to, by mieć z tego osobiste korzyści. Nie zasługujesz na to. Jesteś uroczą dziewczyną...- mówił powoli i wyraźnie, jak do osoby niecałkowicie sprawnej psychicznie, ktorej rolę grała April.
- Co za bzdura!- przerwał Bryan. Wiedziałam, że jeszcze tylko kilka linijek i do ringu wejdę ja- Tak naprawdę on nie ma tego na myśli, AJ. Manipuluje Tobą, bo nie chce stracić tytułu. Nie troszczy się o Ciebie. Jedyną osobą, o którą troszczy się CM Punk, jest on sam!- wykrzyczał, po czym podszedł do brunetki i złapał jej dłoń- Za to ja prawdziwie się o Ciebie troszczę.
w tym momencie z głośników rozbrzmiała "Miss Murder' zespołu AFI, a na rampie pojawiłam się ja.
- Dobra, Daniel, skończ te bzdury. Myślę, że wszyscy doskonale wiemy, że Twoja troska o AJ wynika tylko z faktu, że to do niej należy decyzja czy będziesz mistrzem czy nie- powiedziałam ironicznie- Ale proszę, kontynuuj. Chętnie posłucham najlepszego kłamcy, jaki obecnie chodzi po ziemi- machnęłam ręką, po czym wyskrobałam się na narożnik i usiadłam na jego szczycie, obserwując całą sytuację w ringu. 
- Jak mówiłem...- zaczął.
- Czekaj- April machnęła na niego ręką, a on zdziwiony spojrzał na mnie z ukosa. Natomiast Punk uśmiechał się półgębkiem, obserwując mnie uważnie- Ana, naprawdę myślisz, że on kłamie?- zapytała płaczliwie.
- AJ, Kochanie, czy to nie jest dla Ciebie równie oczywiste jak dla mnie?- zapytałam, a kiedy pokręciła przecząco głową, kontynuowałam- Oskarżył Cię o swoją porażkę na WrestleMnii. W rekordowo krótkim czasie, przy okazji- wychyliłam się, by wyszczerzyć do niego zęby i z powrotem spojrzałam na stojącą naprzeciw mnie dziewczynę- Stwierdził, że to ty desperacko chciałaś pocałować go przed tą walką, kiedy w rzeczywistości było dokładnie odwrotnie. Potem upokożył Cię na środku tego ringu twierdząc, że jesteś problemem i nic dla niego nie znaczysz. Potem, w czasie konfliktu z Kanem i Punkiem twierdził, że jesteś ich słabością i dzięki Tobie łatwiej ich pokonać. A teraz, zupełnie przypadkowo w chwili, kiedy zarząd mianuje Cię sędzią specjalnym w jego meczu on nagle twierdzi, że zawsze mu na Tobie zależało? AJ, to niedorzeczne, musisz to dostrzegać! To on doprowadził do takiego stanu Twoją psychikę. Im szybciej się od niego uwolnisz, tym lepiej dla Ciebie- uśmiechnęłam się pokrzepiająco.
- A co...- zaczęła słabo.
- Co z Punkiem?- zapytałam, mierząc go zalotnym spojrzeniem- Uważam, że z nich dwóch to on jest tym, który naprawdę się troszczy i chce Ci pomóc. Myślę po prostu, że zabiera się do tego od złej strony. Widzisz, jego pomoc byłaby najbardziej skuteczna, kiedy pokonałby bez pardonu tego nadętego i samolubngo dupka, Daniela- wskazałam na chłopaka, który ruszył w moim kierunku, ale na jego drodze stanął Punk.
- Widzisz, Daniel, ja osobiście myślę, że to Ty będziesz tym, który wyjdzie z niczym z tej walki, a Punk wciąż będzie mistrzem. Wiesz czemu? Bo prawda zawsze zwycięża- rzuciłam mikrofon i znów dało się usłyszeć "Miss Murder", przeplatające się z wiwatującą publicznością.
***
Nowy odcinek dodaję szybko, ponieważ dzisiaj w nocy jadę do Hiszpanii i wrócę dopiero 25 sierpnia, więc nic nie dodam przez prawie dwa tygodnie. Wy tymczasem zostawicie swoje opinie, a ja chętnie się z nimi zapoznam po powrocie :D 

Barcelono - przybywaaam :D

sobota, 11 sierpnia 2012

004 - This is Beautiful

Przymnknął oczy i westchnął przeciągle. Od dobrych piętnastu minut stał przed drzwiami jej mieszkania i zastanawiał się czy powinien był tu w ogóle przychodzić. Wiedział, że dziewczyna zasługuje na chociażby słowo wyjaśnienia. Poza tym wyrzuty sumienia nie dawaly mu spokoju, czuł się odpowiedzialny za całą tę sytuację, za odnowienie jej kontuzji. Prychnął pod nosem. Gdyby jego najlepszy przyjaciel usłyszał to, co właśnie kotłowało się w jego głowie, prawdopodobnie zacząłby się śmiać albo wysłałby go na konsultację psychiatryczną. Kofi zawsze mu powtarzał, że nie jest nikim więcej, jak tylko samolubnym dupkiem, zapatrzonym w siebie. To dlatego zakończył związek z Beth. Bo zaczęła mu przeszkadzać, drażnić, wchodzić niepotrzebnie w drogę. A teraz, kiedy się dowiedziała, że będzie musiał współpracować z nową zawodniczką niemalże wpadła w szał. Zawsze była porywczą kobietą, zwłaszcza kiedy chciała się na kimś zemścić. Dlatego na chwilę musiał przestać być gburem z przerośniętym ego i poprozmawiać z tą dziewczyną. Odrzucając na bok wszelkie wątpliwości nacisnął dzwonek.
*
Od godziny leżałam na kanapie pogrążona w całkowitej ciszy. Wiedziałam, że kiedy tylko wrócę do pełni sił, będę musiała zacząć podróżować po całym kraju z resztą brandu. Czułam, że nieprędko wrócę do swojego przytulnego mieszkanka w Chicago, gdzie już zdążyłam się zadomowić i gdzie było mi bardzo dobrze. Niedługo moimi najlepszymi przyjaciółkami miały zostać walizki i hotele.
Kiedy w mieszkaniu rozbrzmiał dźwięk dzwonka, poczułam ogarniające mnie zdziwienie. April wpadła przed treningiem, by sprawdzić jak się czuję. Potem na krótko pojawiła się Stephanie z malutką Vaughn. Tym razem jednak nie miałam pojecia kto mógł mnie odwiedzić. Przerwałam wsłuchiwanie się w miarowe uderzanie deszczu o parapet i wstałam, krzywiąc się lekko z bólu. Podwinęłam rękawy długiej białej bluzy i ruszyłam w kierunku drzwi. Kiedy szarpnęłam za klamkę zamarłam w bezruchu, widząc osobę, która stała przede mną.
- Mogę wejść?- zapytał niepewnie po chwili milczenia Phil, bawiąc się nerwowo czapką, którą trzymał w dłoniach.
Oparłam się ramieniem o ścianę i wbiłam w niego czujne spojrzenie. Zaplotłam ręce na piersi i uniosłam brew.
- Skąd wiedziałeś gdzie mieszkam?- zapytałam w końcu, nie spuszczając z niego wzroku.
- Poprosiłem Paula o Twój adres. Nie złość się- poprosił, kiedy zobaczył, że oderwałam się od ściany i wyprostowałam się wyzywająco- Musiałem przyjść i wyjaśnić całą tę chorą sytuację.
Skinęłam głową i wpuściłam go do środka. Widziałam, jak z zaciekawieniem rozgląda się wokół, a potem na powrót wbija we mnie wyczekujące spojrzenie. Ruszyłam w kierunku kuchni czując, że idzie za mną. Wskazałam na ręką krzesło przy stole, a sama stanęłam przy kuchennym blacie.
- Napijesz się czegoś?- zapytałam kurtuazyjnie, zaciskając na moment mocniej oczy.
Nie mogłam tracić koncentracji kiedy on przyszedł ze mną porozmawiać. Nie mogłam pozwolić, by ten cholerny ból przyćmił mnie chociażby na moment. Miałam w końcu okazję, by zrozumieć o co chodziło.
- Wody- odpowiedział, a ja wyjęłam z szafki dwie szklanki i nalałam do nich płynu.
- Więc słucham- usiadłam naprzeciw niego, stawiając przed nim szklankę, a drugą ściskając w ręce.
- Beth dowiedziała się, że Vince kazał writerom stworzyć dla nas historię miłosną na co najmniej kilka miesięcy. Postanowiła dać mi do zrozumienia, że to nie będzie takie proste, jak mogłoby mi się wydawać- mrukął, stukając nerwowo palcem o szklankę.
- Była dziewczyna?- zapytałam, unosząc brew i upijając łyk płynu.
- Zamknięy rozdział, nie chcę o tym mówić- zbył mnie natychmiast.
Zapadła między nami cisza, a ja postanowiłam przyjrzeć mu się dokładnie, po raz pierwszy tego dnia. Biały podkoszulek, a na to narzucona szara bluza z rękawami podwiniętymi do lokci odsłaniała całą masę tatuaży na jego dłoniach i przedramonach. Nie chciałam zaczynać ich analizy, w końcu mógłby uznać takie bezczelne gapienie się za co najmniej niegrzeczne, dlatego szybko przerzuciłam wzrok wyżej. Umięśnione ramiona opinała bluza. Mały kolczyk w wardze był uroczy i wprost urzekający, bo tak idealnie do niego pasował. Uśmiechnęłam się obserwując, jak zaczyna się nim bawić, poruszając językiem. Przeniosłam swój wzok na jego zarost, ktory dodawał mu męskości i tajemniczości. Kiedy natomiast chciałam spojrzeć ukradkiem na jego oczy, napotkałam pytająy wzrok i lekki uśmieszek bląkający się po jego ustach. Zmieszana odchrząknęlam delikatnie i sięgnęłam po tabletkę przeciwbólową. Tym razem to ja czułam, że mnie obserwuje, kiedy popijałam lek.
- Jak się czujesz?- zapytał w końcu, marszcząc lekko czoło.
Westchnęłam, odruchowo układając dłoń na bolącym miejscu. Skrzywiłam się nieznacznie, czując lekkie rwanie w żebrach.
- Coraz lepiej, dziękuję za troskę. Powinnam pojawić się już na najbliższym RAW. Paul obiecał, że przyniesie mi dzisiaj szkic scenariuszy, więc będę mogła w końcu zabrać się do pracy- poinformowałam go, uśmiechając się delikatnie.
- Teraz czeka nas dużo wspólnie spędzonego czasu, wiesz o tym, prawda?- zapytał, jakby chciał się upewnić, czy nie wydrapię mu oczu, albo nie pobiję na śmierć.
Skinęłam tylko głową, po raz pierwszy od dłuższego czasu nie wiedząc jak się zachować. Bo co miałam mu powiedzieć? Że tak naprawdę nie mogę się doczekać, by wystartować z pracą na pełnych obrotach? Że zaimponował mi przychodząc tutaj i wyjaśniając wszystko?
Zerknął na zegarek i skrzywił się nieznacznie.
- Muszę lecieć, za godzinę mam wywiad w radio- oznajmił wstając i udając się w kierunku drzwi.
- Dziękuję, że przyszedłeś i wszystko mi wyjaśniłeś- powiedziałam, stojąc przed drzwiami.
- A ja dziękuję, że rozumiesz- mruknął.
Wyciągnęłam do niego rękę, którą po chwili wahania uścisnął. Spoglądając mi po raz ostatni w oczy znknął za drzwiami, które natychmiast zamknęłam i opierając się o nie zsunęłam się na podłogę.
*
- Beth? Wszystko w porządku?- usłyszała głos swojej przyjaciółki.
Podniosła spojrzneie i popatrzyła prosto w zatroskane oczy brunetki. Eve cmoknęła niezadowolona, po czym usiadła obok blondynki i objęła ją opiekuńczo ramieniem.
- Nie powinnam była tak traktować tej dziewczyny. Przecież to nie jej wina, że Phill to taki dupek- mruknęła w końcu.
- Elizabeth, nawet nie próbuj tak myśleć i brać na siebie choćby odrobiny winy za postępowanie tego gnojka. To on jest wszystkiemu winny On, nie ty- zaznaczyła kobieta, marszcząc brwi.
- Ale co ona ma z tym wspólnego?- zapytała blondynka, odwracając wzrok.
Z wielkim skupieniem zaczęła składać swój strój. Każdy widok Philla wywoływał w niej ból nie do zniesienia. Ale nie miała już siły ani ochoty, by planować jakąś zemstę czy uprzykrzanie życia.
- Pomyśl, Beth. Zerwaliście kilka miesięcy temu. Phill jest wolny, nawet może nieco zagubiony. Pojawia się nowa śliczna i zdolna dziewczyna, która ma uczestniczyć w miłosnym segmencie. Będą spędzać ze sobą wiele czasu. Zastanów się- ogłosiła.
Blondynka zacisnęła dłonie w pięści, a Torres poczuła, jak na jej usta wpełza triumfujący uśmiech.
*
Leżałam na kanapie i z wielkim zaangażowaniem przeglądałam scenariusz na najbliższy live event. Mój początek w historii tygodniówki rozpoczynał się od pomocy AJ, która miała być zaatakowana przez bliźniaczki Bella. Potem czekał mnie segment za kulisami, czyli April, która miała rolę lekko niestabilnej psychicznie, miała pytać Punka czy widział sytuację w ringu, a ja miałam uratować go od natarczywej wielbicielki. Na samym końcu miał odbyć się segment z udziałem Phila, jako obecnego mstrza, Daniela Bryana, jako pretendenta do tytułu, April, jako zagubionej dziewczynki, zakochanej w obydwóch na raz i mnie, czyli wiernej strażniczki AJ.
Opadłam ciężko na oparcie kanapy i przetarłam lekko dłonią oczy. Byłam zmęczona, a nawet ne zaczęłam tworzyć swoich kwestii. Musiałam chociaż zacząć, by móc skonsultować to nazajutrz z Phillem. Zwalczyłam w sobie zmęczenie i złapałam za czystą kartkę papieru.
*
- Ann!- usłyszałam wesoły krzyk April, kiedy tylko przekrczyłam próg siłowni. Juz po sekundzie uwiesiła się na mojej szyi piszcząc, jak bardzo cieszy się na mój widok. Zaśmiałam się i jęknęłam równocześnie z bólu. Uwielbiałam te dziewczynę, mogłam śmiało powiedzieć, że była moją najlepszą koleżanką w tym miejscu. Inne dziewczyny, jak Layla, Barbara czy Lita tez mnie polubily, ale reszta patrzyła na mnie raczej jak na intruza, a nie jak na nową członkinię ich rodziny.
Po krótkiej wymianie zdań z AJ i zmierzeniu się wrogim spojrzeniem z Beth, ruszyłam w kierunku Phila, stojącego przy oknie.
Oparłam się po drugiej stronie ściany i spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem.
- Czemu tak mi się przyglądasz?- zapytał, nie zmieniając pozycji ani wyrazu twarzy.
- Tak jakoś- wzruszyłam ramionami- Możemy omówić scenariusz na najbliższe RAW?- zapytałam, a on skinął głową i ruszyl w kierunku bocznych drzwi, a ja bez namysłu poszłam za nim.
Weszliśmy do małego pomieszczenia, w którym stały dwa fotele i kilka innych przeczy. Usiadłam na jednym z nich po turecku i spostrzegłam, że Phil usiadł w dokładnie takiej samej pozycji. Uśmiechnęłam się szeroko na ten widok, a on pokręcił głową, także się uśmiechając.
- Zaczynajmy- poprosił, a ja skinęłam w milczeniu głową
***
Są komentarze - jest rozdział :D Dobrze, że mam wenę na pisanie z wyprzedzeniem, niedługo dobiję do dziesiątego rozdziału, hahahah :D Czyżby Phill miał się zmienić? Cóż, zobaczycie, jeśli będziecie śledziły historię :)

środa, 8 sierpnia 2012

003 - All The Same To Me

Po przebudzeniu na moją twarz wpełzł szeroki uśmiech. Cieszyłam się, że już dzisiaj zacznę treningi. Oczywiście, mój kochany Paul obiecał wszystkim, że na samym początku pokażę co tak naprawdę Vince we mnie widział i że bedą pod ogromnym wrażeniem, dlatego wszyscy zapowiedzieli, że stawią się w komplecie przy ringu, by zobaczyć to na własne oczy.
Tanecznym krokiem wpadłam do kuchni, zjadłam śniadnie i popędziłam przed szafę. Otworzyłam ją na oścież i wyjęłam błękitne dresowe szorty i białą bokserkę. Włosy związałam w wysokiego kucyka, narysowałam eyelinerem kreski i wytuszowałam rzęsy, złapałam swoją sportową torbę i wybiegłam na zewnątrz. Pogoda była idealna - słońce mocno przygrzewało, oślepiając i oświetlając okolicę. Wcisnęłam na nos okulary przeciwsłoneczne i żwawym krokiem poszłam w kierunku domu państwa Levesque.
- Dzień dobry!- wpadłam do kuchni, gdzie Stephanie przygotoywała śniadanie, a Paul wraz z Aurorą i Murphy siedzieli przy stole, niecierpliwie czekając na posiłek.Tylko malutka Vaughn siedziała w swoim łóżeczku i bawiła się w najlepsze, nie zwracając na nic uwagi.
- Ciocia!- drziewczynki zerwały się od stołu i wpadly w moje ramiona, ściskając mnie i całując, a ja śmiałam się w głos.
- Dziewczynki, dajcie cioci oddychać- poprosiła Stephanie, a one posłusznie usiadły na swoich miejscach. Pocałowałam przyjaciółkę w policzek, to samo uczyniłam z jej mężem.
Podeszłam do łóżeczka i wdałam się w zażartą konwersację z roczną dziewczynką, by reszta rodziny mogła w spokoju zjeść śniadanie.
- Możemy jechać- za moimi plecami pojawił się uśmiechnięty Hunter.
Skinęłam głową i udałam się na zewnątrz do jego samochodu. Drogę do firmy umililiśmy sobie wesołą pogawędką, w czasie której opowiedziałam mu o wczorajszym dniu spędzonym z April.
- Witajcie wszyscy!- powiedział głośno Paul, kiedy przekroczyliśmy próg siłowni.
Kilka osób pomachało, kilka odpwiedziało, niektórzy podeszli się przywitać, a April uwiesiła się na mojej szyi, co skwitowałam śmiechem. Phil jako jedyny znów stał przy oknie i nie zwracał na nas uwagi. Wywróciłam oczami, a po chwili moją uwagę przuciągnął ktoś stojący za tłumem.
- Michael!- krzyknęłam i ze śmiechem wbiegłam mu w ramiona, odejmując go nogami w pasie i mocno się w niego wtulając. Zaśmiał się i pocałował lekko moje czoło, kiedy już mnie odstawił.
- Tęskniłem za Tobą, moja Mała- objął mnie opiekuńczo, a ja położyłam mu głowę na ramieniu.
- To co? Bierzmy się do pracy, po rozgrzewce wybierzemy Ci przeciwniczkę- ogłosił Hunter, a ja skinęłam głową.
Zauważyłam, że Phil nagle zaczął przesadnie interesować się całą tą sytuacją.
- Ja chętnie się z nią zmierzę- usłyszałam za sobą głęboki kobiecy głos.
Odwróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z piękną, wysoką i umięśnioną blondynką, która pomimo miłego uśmiechu patrzyła na mnie zimnym wzrokiem.
- Daj spokój, Beth. Nie musisz tego robić- nagle, jakby znikąd, obok mnie pojawił się Phil.
- Ale chcę- odpowiedziała, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Myślę, że dam sobie radę- uśmiechnęłam się.
Phil stanął ze mną twarzą w twarz.
- Nie wiesz na co się porywasz- warknął, ale w jego oczach widziałam prawdziwy strach.
- W takim razie postanowione. Za pół godziny w ringu- ogłosił Paul i nie czekając na niczyją reackję opuścił pomieszczenie.
Phil stał przde mną z zaplecionymi rękami i nie spuszczał ze mnie czujnego spojrzenia. Wzruszyłam ramionami, po czym wyminęłam go i rozpoczęłam rozgrzewkę.
*
- Dobrze, dziewczyny. Wiecie co robić!- krzyknął Paul z tłumu, który zgromadził się wokół ringu.
Uśmiechnęłam się szeroko. Nie mogłam się doczekać powrotu do ringu. Uraz żeber wyłączył nie z akcji na dwa miesiące, a teraz zaczynałam znów robić to co kochałam. Zaczęłyśmy od zwarcia, ale Beth zaraz mnie odepchnęła i odbiła od lin, fundując closeline, który nieco mnie przyćmił. Nie pozostałam jej jednak dłużna. osłabiłam ją kilkoma mocnymi ciosami i wykonałam buldog. Kiedy się podniosła, wykonałam sideslam. Potem flying knee i znów buldog. Jednak nie dała się długo utrzymać w ryzach. Kiedy tylko odzyskała siły, odbiłam ją od lin, a ona znów próbowała wykonać closeline, jednak ja z idealnym wyczuciem czasu zrobiłam mostek, a potem stanęłam na rękach, by móc poczęstować Beth solidnym kopniakiem w klatkę. Kiedy wstałam, moja przeciwniczka zrobiła poważny błąd. Z całej siły uderzyła mnie pięścią w niedawno wyleczone żebra, co wywołało mocny ból. 
- Nie powinna była tego robić- usłyszałam Paula. 
 Rzuciłam ją na matę dzięki powerslam i karuzelą rzuciłam na drugą linę. Podeszłam na drugi koniec ringu, wykonałam przerzut ciała w tył, wybiłam się w powietrze, obróciłam ciało o sto osiemdziesiąt stopni, złapałam za linę, a nogi podwinęłam za siebie. moje buty uderzyły prosto w Beth, a ja wślizgnęłam się na ring przez przestrzeń między pierwszą, a drugą liną. Ułożyłam ją pod narożnikiem, a sama błyskawicznie się na niego wyskrobałam. Stanęłam na jego szczycie przodem do ringu i skoczyłam. Po wykonaniu podwójnego salta spadłam na nią przodem, co pogłębiło ból w moich żebrach. Poczekałam, aż się podniesie i wtedy wykonałam salto, nie podkurczając nóg, dzięki czemu trafiłam prosto w jej szczękę. Upadła nieprzytomna na matę, a sędzia, za którego tymczasowo robił Jeff, odliczył do trzech, po czym uniósł moją rękę w geście zwycięstwa.
Usłyszałam jak Beth wstaje z maty, ale nie przejęłam się tym. Byłam pewna, że po prostu sobie pójdzie.
- Świetna walka. Gratuluję- warnęła przez zaciśnięte zęby i podła mi rękę, którą mimo wszystko chętnie uścisnęłam. Jednak to był jeden z największych błędów, jakie zrobiłam ostatnimi czasy, bo Beth kopnęła mnie w i tak już poobijane żebra. Padłam na kolana i poczułam się na moment lekko zamroczona. Przez salę przetoczył się pomruk przerażenia, a Phoenix zaśmiała się cicho.
Zebrałam w sobie wszystkie siły i zafundowałam jej kopniaka w klatę z półobrotu, co i ją powaliło na kolana.
- Nie rób tego więcej- warknęłam i wyczołgałam się z ringu.
Stanęłam oko w oko z Philem, który stał z zaplecionymi rękami, zmarszczonym czołem i kręcił głową.
- Mówiłem, żebyś tego nie robiła- zauważył.
Poczułam, jak ból zaczyna brać górę i aby się nie przewrócić złapałam za jego ramię. 
Z westchnieniem wziął mnie na ręce i zaniósł do gabinetu lekarza
*
- Twoje żebra są poważnie potłuczone, Annabell- powiedział lekarz, po uprzednim badaniu- Masz całkowity zakaz walk przez najbliższy tydzień. Co najmniej- zaznaczył, a ja zacisnęłam pięści z frustracji- Jedź do domu i nie przemęczaj się, proszę Cię. Jeśli się zastosujesz, to szybko wrócisz do walk- poprosił, a ja w milczeniu skinęłam głową i opuściłam jego gabinet.
- I jak?- zapytał Phil, czekający przed gabinetem.
Spojrzałam na niego wściekła i lekko się garbiąc i utykając ruszyłam przed siebie.
- Ann...- mruknął zrezygnowany.
- Co mam Ci powiedzieć? Dzięki Twojej przyjaciółeczce mam zgłowy walki przez co najmniej tydzień. O co jej w ogóle chodziło? Nawet mnie nie zna!- naskoczyłam na niego, a on odwrócił wzrok. Prychnęłam pod nosem i ruszyłam na poszukwania Paula, by móc poprosić o podwózkę do domu.
*
Od trzech dni nie pojawiła się na treningu, a on zaczynał czuć coraz większe wyrzuty sumienia. Doskonale wiedział dlaczego Beth tak zachowała się w stosunku do niej. Sfrustrowany rzucił butelkę z wodą w kąt i zdecydowanym krokiem ruszył w kierunku biura Paula.
- Proszę- usłyszał po zapukaniu.
- Gdzie jest Annabell?- zapytał na wstępie.
- W domu. Odpoczywa- Hunter zmierzył go czujnym spojrzeniem.
- Muszę z nią porozmawiać- ogłosił.
- Co Ci stoi na przeszkodzie, Phil?- zapytał Levesque, zapisując coś w papierach.
- Nie wiem gdzie ona mieszka. Powiesz mi gdzie mam jej szukać, Paul?- poprosił, chowając dumę do kieszeni.
Hunter odłożył długopis i spojrzął na niego uważnie.
- Nie wiem czy ona chce, żebyś do nie przyszedł- powiedział w końcu.
- Muszę wyjaśnić jej kilka spraw- odpowiedział.
- Dobrze- Levesque poddał się z jękiem i zapisał adres na małej karteczce.
***
Mam napisanych kilka odcinków w przód, więc nie ma problemów z brakiem nowości :) Ten rozdział, moim skromnym zdaniem zaczyna już powoli kreować akcję. Mam nadzieję, że was nie zawiodę swoimi pomysłami :) Czekam na komentarze ^^

niedziela, 5 sierpnia 2012

002 - Hey Hey Girl

Wolnym krokiem ruszyłam przed siebie, z zainteresowaniem rozglądając się wokół. To miejsce było główną siedzibą firmy, budynek był ogromny, ale bardzo chciałam zobaczyć wszystko na własne oczy, dlatego postanowiłam wybrać się na małe zwiedzanie. Usłyszałam, jak Phil wydaje z siebie dźwięk zwiastujący poddanie się, po czym podchodzi do ciężarków. Z zainteresowaniem obserwowałam kątem oka jak jego mięśnie nia ramionach na przemian spinają się i rozluźniają. Miał na sobie białą koszulkę bez rękawów, uderzająco podobną do tej, którą miałam ubraną ja, więc mogłam doskonale przyjrzeć się jego wielu kolorowym tatuażom. Siedział w jednym z najdalszych kątów pomieszczenia w lekkim rozkroku, w lewej ręce trzymał ciężarek, a prawą dłoń opierał na kolanie. Wyglądał tak majestatycznie i męsko, że musiałam się mocno pilnować, żeby nie zauwazył, że dokładnie go obserwuję. Chociaż bardzo chciałam nie mogłam przestać na niego patrzeć, był hipnotyzujący, ściągał na siebie całą moją uwagę, przez co nie mogłam skupić się na niczym innym. Nigdy wcześniej żaden mężczyzna nie zadziałał na mnie w taki sposób już przy pierwszym spotkaniu. To było do mnie niepodobne, ale z drugiej strony wcale mnie to nie dziwiło, był bardzo tajemniczy i pociągający.
- Cześć- nagle znikąd pojawiła się przede mną śliczna drobna dziewczyna z długimi kręconymi włosami i miłym uśmiechem.
- Cześć- odrzekłam miło.
- Jestem April, miło mi Cię poznać- podała mi dłoń, którą natychmiast uścisnęłam.
- Annabell. Mów mi Ann- odpowiedziałam.
- Widzę, że z Philem nie poszło Ci za dobrze. Nie przejmuj się, koleś ma chyba jakieś problemy, bo ostatnio strasznie się zmienił- oznajmiła, ruszając ze mną w małą wyprawę po budynku.
- Nie za dobrze to mało powiedziane- mruknęłam.
- Widziałam jak na niego patrzyłaś. Wpadł Ci w oko, prawda?- zapytała z usmiechem, a ja nieco się zmieszałam- Spokojnie, Ann, nic nie będę mówić, nie lubię plotek, poza tym, znasz go może godzinę? Ale mogę Ci powiedzieć, że on też zwrócił na Ciebie swoją uwagę- szepnęła konspiracyjnie, po czym uśmiechnęła się szeroko.
- Co chcesz mi powiedzieć, April?- zaciekawiłam się.
- Ja tylko mówię- rozłożyła ręce w geście obronnym- Teraz będziecie spędzać ze sobą naprawdę sporo czasu, będziecie mieć okazję żeby się lepiej poznać- poruszyła zabawnie brwiami, co wywołało u mnie głośny śmiech.
- Muszę przyznać, że poza Paulem, jesteś jedną z najżyczliwszych osób, jakie tutaj spotkałam, April. Cieszę się, że Cię poznałam- powiedziałam szczerze.
- W takim razie może masz ochotę wybrać się ze mną dzisiaj do sklepu? Muszę kupić nową kanapę do salonu, bo ta, którą miałam po poprzednim właścicielu właśnie się rozleciała- skrzywiła się na wspomnienie tej rzeczy.
- Jasne, bardzo chętnie. Muszę tylko powiedzieć Paulowi, że dzisiaj z nim nie wracam- poinformowałam ją- Wiesz może, którędy do jego biura?- zapytałam, na co ona zachichotała wesoło.
- Prosto korytarzem dojdziesz do windy, pojedziesz na czwarte piętro. Przy końcu korytarza będą drzwi z plakietką, na której napisane jest jego imię i nazwisko- poinstruowała mnie. Pomachałam jej na odchodnym i szybkim krokiem udałam się we wskazanym kierunku. 
- Proszę- usłyszałam, po wcześniejszym zapukaniu.
- Paul? Mogę na moment?- wychyliłam się zza drzwi. Zobaczyłam go siedzącego za biurkiem i przeglądającego jakieś papiery.
- Coś się stało, Ann?- zapytał, uśmiechając się lekko.
- Chciałam Ci tylko powiedzieć, że dzisiaj z Tobą nie wracam. April poprosiła mnie o pomoc w zakupieniu kanapy do salonu- poinformowałam go, na co on zaśmiał się głośno.
- Ta dziewczyna jest po prostu świetna- mruknął, kręcąc lekko głową- Cieszę się, że już ją poznałaś. Prawdopodobnie niedługo będziecie walczyły jako tag team, więc z nią też będziesz spędzała wiele czasu- poinformował mnie, a ja pierwszy raz od dłuższego czasu naprawdę się ucieszyłam.
- Dzięki- uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek.
- A jak Ci poszło z Brooksem?- zainteresował się.
- Nie poszło. Ten gość jest dziwny, Paul. Naprawdę muszę z nim tak dużo pracować?- zapytałam, patrząc na niego błagalnie.
- Ann, bądź cierpliwa, proszę Cię. Phil ma taki sposób bycia, jest nieco oschły dla nowopoznanych, ale potem na pewno go polubisz. Poza tym chyba ma jakieś problemy ostatnio, więc musisz dać mu mały kredyt na starcie- poprosił.
- Dobrze- westchnęłam- Co ja z Tobą mam- zaśmiałam się, kręcąc głową.
- Ale i tak mnie kochasz- wyszczerzył się, a ja ze śmiechem opuściłam jego gabinet.
*
Po opuszczeniu gabinetu Paula błąkałam się po budynku niczym duch i dwa razy dzwoniłam do przyjaciela z zapytaniem gdzie jestem i jak mam się wydostać. Za każdym razem śmiał się ze mnie, ale potem cierpliwie wszystko tłumaczył. Udało mi się z powrotem dotrzeć do sali, w ktorej ćwiczyli zawodnicy. Poznałam jeszcze kilka naprawdę życzliwych i miłych osób takich jak Adam, Layla czy John. April, chociaż też była tam stosunkowo nowa, z wielką przyjemnością przedstawiała mi każdego po kolei i opowiadała o wszystkim. Z wielkim uśmiechem patrzyłam na to jaka była szczęśliwa i pełna życia. Wszystko to było dla niej spełnieniem najskrytszych marzeń, więc czerpała z tego wszystko co mogła.
- To kiedy pokażesz nam co tak naprawdę pokażesz, Mała?- zapytał Jeff, patrząc na mnie uważnie.
- Cóż, Paul powiedział, że jutro mam zacząć treningi, więc zobaczymy- odpowiedziałam z uśmmiechem.
- A długo już ćwiczysz?- zapytała tym razem Barbara, uśmiechając się przyjaźnie.
- Ponad dziesięć lat. Wtedy tata zapisał mnie na treningi w Philadelphii- odrzekłam.
- Ann?- usłyszałam po chwili April- Możemy już iść, ale ja muszę coś załatwić. Poczekasz na mnie przed budynkiem?- zapytała, a ja skinęłam głową potakująco.
Westchnęłam. Zostałam sama w tej sali i nie miałam pojęcia jak trafić do wyjścia. Pokręciłam głową i ruszyłam przed siebie. Po kilku minutach zrozumałam, że prawdopodobnie powinnam była iść w kompletnie innym kierunku, bo korytarz robił się coraz ciemniejszy i nie miałam pojęcia gdzie jestem. Odwróciłam się z zamiarem opuszczenia tego miejsca i wpadłam na kogoś z wielkim impetem.
- Uważaj jak chodzisz!- usłyszałam przed sobą.
Podniosłam wzrok i ujrzałam nie mniej, nie więcej, tylko Phila zdziwionego moją obecnością w tym miejscu.
- Przepraszam- mruknęłam i chciałam go wyminąć, ale złapał moje przedramię i zmusił do zatrzymania się.
- Co ty tu w ogóle robisz?- zapytał opryskliwie.
- A jak myślisz, Geniuszu? Zgubiłam się. Nie zapuszczałabym się tutaj, gdybym wiedziała gdzie idę- odfuknęłam, a on znów się uśmiechnął.
- Trafiłaś do jednej z szatni, Annabell. Żeby się stąd wydostać, musisz iść w prawo na najbliższym skrzyżowaniu. I następnym razem- zniżył głos i przysunął się bliżej- Uważaj na kogo wpadasz.
- Ty na serio masz ze sobą jakiś problem- warknęłam, po czym wyszarpnęłam rękę i szybko ruszyłam do wyjścia.
*
- Już jestem- obok mnie pojawiła się April, akurat w momencie kiedy odpalałam drugiego papierosa. Wiedziałam, że gdyby Paul to zobaczył to byłby skłonny mnie zamordować, w końcu byłam sportowcem. Ale jego już nie było, a ja musiałam zapalić po tej dziwnej sytuacji z Philem.
- Poczekasz aż wypalę?- zapytałam, a ona skinęła głową.
W tym momencie z budynku wyszedł Phil. Uśmiechnął się do mnie i pomachał, ale jego twarz stężała, kiedy zobaczył papierosa. Zaciągnęłam się mocno i wypuściłam dym i tym razem to ja powtórzyłam jego poprzedni gest. Pokręcił głową i wsiadł do samochodu. April patrzyła na mnie z uniesioną brwią.
- Nie pytaj- mruknęłam, a ona wzruszyła ramionami i udała się w kierunku swojego samochodu. Uśmiechnęłam się na widok ślicznego, srebrnego volkswagena golfa 6.
- Jedźmy po tę kanapę- powiedziała, wsiadając do środka.
*
Wieczorem, usiadła na dywanie z kubkiem kawy w ręce i przy dźwiękach cichej muzyki rozmyślała o dzisiejszym dniu. Tak wiele się stało, było tyle do przemyślenia. Jej przerażenie związane z nową pracą minęło tak szybko, jak szybko się pojawiło. Paul miał rację co do wrestlerów i div, których poznała. Wszyscy byli mili, życzliwi i chętni do pomocy. Na myśl o April na jej twarz natychmiast wpłynął uśmiech. Chociaż była młodsza o rok od swojej nowej koleżanki uważała ją za niesamowicie niewinną, otwartą i radosną dziewczynę, która wnosiła światełko w każde miejsce, w którym się znalazła. Widziała w niej materiał na najlepszą przyjaciółkę. Przypomniała sobie ich wspólne wygłupy podczas kupowania kanapy i zwariowane pomysły AJ. Kiedy w końcu wybrała sobie śliczną groszkową kanapę była z siebie bardzo dumna. Okazało się, że April mieszka tylko dwie ulice dalej. Kiedy dotarły do jej mieszkania, a dostawcy wnieśli mebel, dziewczyny zgodnie stwierdziły, że kanapa pasuje idealnie. Panna Mendez mieszkała razem ze swoją kuzynką i swoją ukochaną suczką Roxi, rasy jork. Była kochana tak jak swoja pani. Uznała, że ten pies idealnie pasuje do dziewczyny.
Na koniec na myśl przyszedł jej Phill. Budził w niej tak skrajne emoce, że nie miała pojęcia czy ma go lubić czy wręcz przeciwnie. Był taki... Mroczny, tajemniczy, niedostępny, zagubiony, a zarazem męski, niezależny i czarujący. Chciała, nieco wbrew sobie, pozać go bliżej, zrozumieć. Wiedziała, że już niedługo będzie miała ku temu okazję.
Nie wiedziała, że całkiem niedaleko, w swoim domu, obiekt jej rozmyślań robi dokładnie to samo co ona. Myśli. O niej.
***
Witam :) Rano wróciłam z wesela, teraz wstałam i pomyślałam, że mogę opublikować notkę, skoro i tak piszę z wyprzedzeniem. Być może w tej notce też nic się nie dzieje, ale cierpliwości, moje kochane, wydaje mi sie, że od następnej zaczyna już robić się ciekawiej :)