piątek, 31 sierpnia 2012

006 - CloudHead

Kiedy tylko znalazłyśmy się za kulisami, większość znajdujących się tam osób zaczęła bić brawo i gratulować. April przytuliła mnie mocno i w kółko powatrzała, że byłam wyśmienita i że publiczność od razu mnie pokochała. Ja natomiast czułam ogromną ulgę, szczęście i dumę, że bez zająknięcia wygłosiłam swoje kwestie i zagrałam swoją rolę.
- Kochani, wszystko poszło wspaniale! Możecie już rozejść się do domów i hoteli, jutro wieczorem wylatujemy do Columbus w Nebrasce na taping SmackDown, a potem przenosimy się do Omaha, gdzie odbędzie się następne RAW- ogłosił Hunter i wszyscy rozeszli się do swoich szatni, by móc się odświeżyć, przebrać i móc pójść spać lub wyjść na miasto z przyjaciółmi.
- Widzisz? Mówiłem, że nie masz się czym denerwować- zauważył i podszedł do mnie, by móc mnie przytulić-  Byłaś wyśmienita, Mała. Wiedziałem, że tak będzie- spojrzał na mnie z błyskiem w oku.
- Dzięki, Miśku- uderzyłam go lekko w ramię i udałam się w kierunku szatni.
- Ann!- usłyszałam wołanie. Odwróciłam się i zobaczyłam, że w moim kerunku idzie uśmechnięty Mike- Parę osób wybiera się do klubu. Masz może ochtę iść z nami?- zapytał.
- Dziękuję za zaproszenie, Mike, ale jestem zmęczona i wciąż rozemocjonowana. Jeśli nie masz nic przeciwko, wolałabym wrócić do odmu- uśmiechnęłam się przyaźnie.
- Jasne, nie ma sprawy. Dobrej nocy- uśmiechnął się na odchodnym.
- Miłej zabawy!- krzyknęłam za nim, a on pomachał w odpowiedzi.
Weszłam do szatni, zabrałam swoją torbę z ubraniami i wyszłam przed budynek. Cała hala zdążyła już opustoszeć i wokół trwała miła cisza. Żadnych wrzasków, żadnych ludzi, żadnych samochodów. Uśmiechnęłam się szerzej i wolnym krokiem ruszyłam w kierunku domu.
- Annabell!- usłyszałam za sobą.
Zatrzymałam się na chwilę niepewna, co powinnam zrobić. Doskonale rozpoznawałam ten głos. Tylko jedna osoba tak do mnie mówiła.
- Phil, hej. Ty jeszcze nie w domu?- zapytałam zdziwiona.
- Zobaczyłem, że wychodzisz i pomyślałem, że mógłbym Ci towarzyszyć w drodze powrotnej. Jest taka piękna noc, że szkoda tracić czas na taksówkę, skoro można się przejść- uśmiechnął się i spojrzał na mnie z nadzieją.
- Jasne, będzie mi miło mieć towarzystwo- odpowiedziałam i ruszyliśmy przed siebie powoli.
- Poszło Ci dzisiaj świetnie, Annabell. Przyznam, że sądziłem, że będzie to wyglądało dużo gorzej. Wychodzi jednak na to, że się myliłem, a ty jesteś prawdziwą profesjonalistką- spojrzał na mnie z błyskiem w oku, a ja zaśmiałam się szczerze.
- Cóż, dziękuję. Przyjmę to jako komplement. Starałam się jak mogłam, by nie zawieść osób, które mi zaufały- przyznałam cicho.
Przez chwilę szliśmy w milczeniu, a ja delektowałam się tą więzią, która zaczynała się między nami tworzyć. Rzeczywiście spędzaliśmy razem mnóstwo czasu i myślę, że obojgu nam to odpowiadało. Czułam, że co chwilę na mnie zerka, a i ja nie pozostawałam mu dłużna. W pewnym momencie powiew chłodnego wiatru wywołał gęsią skórkę na moich odkrytych ramionach, więc odruchowo potarłam je dłońmi. Poczułam, jak ciepły materiał dotyka mojej skóry, a przyjemny zapach uderza w moje nozdrza. Obejrzałam się i zobaczyłam, że czarna bluza Punka znalazła się na moich ramionach.
- Dziękuję- uśmiechnęłam się nieśmiało i spuściłam wzrok na ziemię.
- Nie ma problemu- odpowiedział wesoło.
Nie wiedząc kiedy, znaleźliśmy się przed blokiem,  w którym mieszkałam.
- Dziękuję za odprowadzenie. Pewnie przeze mnie nadłożyłeś sporo drogi- zauważyłam, wzdychając cicho.
- Chciałem Cię odprowadzić, Annabell. To była dla mnie czysta przyjemność- odrzekł szybko.
- Cieszę się. Dobranoc, Phillip- podałam mu dłoń, którą ujął delikatnie i pocałował subtelnie jej wierzch. Rzucając mi ostatnie figlarne spojrzenie odwrócił się i odszedł w kierunku domu.
*
 Szedł energicznie chodnikiem, uśmiechając się szeroko do samego siebie. Nie miał pojęcia co się z nim działo. Jeszcze niecałe dwa tygodnie temu gubił się w swoich myślach i uczuciach, zamykał się w sobie i z nikim nie rozmawiał. To się zmieniło i on doskonale wiedział dlaczego. Właśnie wtedy Paul wszedł do siłowni z tą dziewczyną w ramionach. Była małym promyczkiem, który rozświetlił jego monotonne życie. Była pełna życia, energiczna i spontaniczna. Miała mnóstwo pomysłów i chciała zeralizować je wszystkie. Kiedy tworzyli script na dzisiejsze show ciągle się uśmiechał i obserwował jak zabawnie marszczyła brwi i przygryzała długopis, kiedy się nad czymś intensywnie zastanawiała. Jej uśmiech był najpiękniejszym, jaki kiedykolwiek widział. Kiedy się uśmiechała nie mógł się powstrzymać i reagował w ten sam sposób. Kiedy na niego patrzyła czuł, jakby przenikała wgłąb jego duszy.
Wszedł do domu i rzucił pęk kluczy na szafkę. Wciąż się uśmiechając powędrował pod prysznic. Nie mógł przestać myśleć o tym, że jutro też ją zobaczy.
*
Sapnęłam zdenerwowana i zmrużyłam oczy, kładąc dłonie na biodrach. Od godziny usiłowałam w jakiś sposób spakować się do małej torby. Poddałam się z jękiem i wyjęłam spod łóżka dużą walizkę. Sfrustrowana zaczęłam przepakowywać swoje rzeczy. W pewnym momencie mój wzrok padł na bluzę przewieszoną przez oparcie fotela. Uśmiechnęłam się szeroko na wspomnienie poprzedniego wieczora. Po Philu, którego poznałam dwa tygodnie temu, nie było już śladu. Wydawał się być bardziej radosny i beztroski. Wciąż jednak wyczuwałam w nim tę tajemniczość i musiałam przyznać sama przed sobą, że niesamwicie mmnie to kręciło.
Zarzuciłam na ramiona szary sweterek, złapałam za uchwyt walizki i omiotłam przeciągłym spojrzeniem całe mieszkanie. Za nieco ponad godzinę odlatywał saolot do Columbus, a ja nie miałam pojęcia kiedy znów się tu pojawię. Chociaż czułam żal, ze już muszę opuścić Chicago to czułam, że moim przeznaczeniem jest pracować w WWE. Nie wyobrażałam sobie innego zajęcia dla siebie.
*
 - Ann! Nareszcie jesteś! Samolot zaraz odlatuje- usłyszałam od przejętej April, która podeszła do mnie, kiedy tylko mnie zobaczyła.
- Przepraszam. Cholerne korki- mruknęłam, siłując się z walizką i jednocześnie próbując wyjąć bilet z torebki.
Poczułam na sobie czyjeś natrętne spojrzenie. Pokręciłam lekko głową i nie przerywałam szukania. Jednak kiedy poczułam mrowienie w karku, wyprostowałam się i obejrzałam za siebie. Beth i Eve stały ramię w ramię i rozmawiały o czymś zawzięcie, często zerkając na mnie. Kiedy natomiast spostrzegły, że się im przyglądam przerwały i ruszyły w moim kierunku.
- Czego chcecie?- zapytałam znudzonym tonem, ustawiając się w kolejce za April.
- Czego chcemy? Może raczej czego nie chcemy? Nie chcemy Ciebie tutaj, nie należysz do naszej rodziny, nie pasujesz do nas. I psujesz wszystko- warknęła Beth, zaciskając dłonie w pięści.
- Spokojnie, Blondi, nie denerwuj się. Wasze zdanie się nie liczy, Skarbie. Ważniejsze jest czego chcą Paul i Vince, a zdaje się, że chcą mnie, więc chyba macie problem- zauważyłam elokwentnie.- Poza tym co takiego Ci psuję, Beth?- zapytałam, prawdziwie ciekawa jej odpowiedzi.
- Ty mała...- zaczęła syczeć Eve, ale Beth natychmiast położyła dłoń na jej ramieniu.
- Spokojnie, dam sobie radę- zapewniła ją- Co takiego psujesz, pytasz? Psujesz moje realcje ze znajomymi, moją pracę, moją pozycję w hierarhii. Ale nade wszystko psujesz moją szansę na powrót do Punka- poinformowała mnie.
- Na powrót do niego?- zapytałam ironicznie- A czy on o tym wie?- zaśmiałam się.
Zamilkła, zaskoczona moim pytaniem, ale widziałam, jak w jej oczach płonie ogień wściekłości. Zauważyłam jak Phil i Kofi przekraczają próg lotniska, ciągnąc za sobą walizki i śmiejąc się z czegoś. Pomyślałam, że to dobry moment, by utrzeć nosa Beth, więc pomachałam do nich, a oni ruszyli w naszą stronę.
- Cześć- uśmiechnęłam się szeroko. Oni odpowiedzieli mi tym samym.
- Witaj, Annabell- powiedział Punk niskim głosem, a po moich plecach przebiegły dreszcze.
Beth stała tuż obok i widziałam narastającą wewnątrz niej frutrację, bo Brooks, mówiąc prosto, olewał ją całkowicie. Właściwie to rozumiałam jego zachowanie - jeżeli była dla niego taka jak dla mnie to miał do tego całkowite prawo.
- Dziękuję za bluzę- wyjęłam ją z torebki dokładnie złożoną i wręczyłam mężczyźnie, który zabrał ją ode mnie, przypadkowo dotykając mojej ręki. Spojrzeliśmy sobie na moment w oczy i uśmiechnęliśmy się do siebie.
- Nie ma sprawy. Zawsze chętnie służę pomocą- odpowiedział.
Widziałam jak Beth powoli oddala się od nas, a Eve szepcze jej coś do ucha. Widziałam, że zrobiło się jej przykro i nagle zaczęłam czuć wyrzuty sumienia. Kiedy jednak posłała mi lodowate spojrzenie odpowiedziałam jej tym samym i zrozumiałam, że skoro Phil już z nią nie jest to musi być ku temu powód.
***
Yeah! Tak, wróciłam z mojej cudownej Barcelony :D Było bajecznie, nieziemsko, genialnie :)
Przez, a może raczej dzięki tej wycieczce wróciła moja wena na opowiadanie o piłkarzach, więc zainteresowanych zapraszam na: estas-todos.blogspot.com

4 komentarze:

  1. Nooooo, podoba mi się i za razem chcę coś więcej pomiędzy Punkiem i Ann :D
    Czekam na więcej ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie lubię Beth. Ma o sobie zdecydowanie wygórowane mniemanie. Niech się pogodzi z tym, że Phil to już przeszłość i idzie dalej. A co do Phila, to liczę na więcej scen jego z Ann. :D Mniej więcej takich jak pożyczanie bluzy, niech się powoli rozkręcają. ;D
    Pozdrawiam. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Swietny rozdzial ;> bardzo dobrze ze Ann utarla tej Beth nosa. Zasluzyla na to! To teraz czekam na jakis pocalunek czy cos. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba jak każdy chciałabym więcej Ann i Phila. Zastanawiam się, czy Beth będzie chciała między nimi mieszać. Myślę, że nie odmówi sobie tej przyjemności. Pozdrawiam i zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń