wtorek, 23 lipca 2013

010 - Changes

- Chłopaki, to był najlepszy maraton horrorów, na jakim byłam. Dziękuję- powiedziałam szczerze, kiedy wolnym krokiem przemierzaliśmy korytarz.
- Zawsze możesz na nas liczyć, Mała- zapewnił mnie Shawn.
- Chyba masz gościa- zauważył po chwili Paul.
Podniosłam wzrok i ujrzałam April stojącą pod drzwiami mojego pokoju. Zmarszczyłam brwi i poczułam lekkie drżenie rąk. Nie miałam pojęcia jakie były jej intencje, mogłam jedynie mieć nadzieję, że nie przyszła na mnie wrzeszczeć ani mnie poniżać.
- Zobaczymy się jutro- mruknął Hunter i równocześnie z Michaelem pocałowali moje policzki i zniknęli w swoich pokojach.
Westchnęłam głęboko i ruszyłam w kierunku pokoju, usiłując dodać sobie jakoś otuchy. Bez słowa otworzyłam drzwi i weszłam do środka, a ona uczyniła to samo. Kiedy odwróciłam się w jej kierunku poczułam, jak mocno mnie do siebie przytula, a jej ciałem wstrząsa szloch. Odetchnęłam z ulgą i uśmiechnęłam się lekko, widząc jej reakcję.
- Ann, tak strasznie Cię przepraszam, że nie odezwałam się do Ciebie w ringu. Byłam w tak wielkim szoku, że nie mogłam wydobyć głosu z gardła ani się ruszyć. Boże, to musiało być dla Ciebie straszne, musieć powiedzieć to przez tyloma ludźmi. Tak strasznie dużo przeszłaś, Annabell. Przepraszam- mówiła jak w amoku, nie mogąc się uspokoić.
- April, oddychaj- przypomniałam jej z lekkim uśmieszkiem, a ona zatrzymała się i zaczerpnęła głęboko powietrza- Nie musisz mnie przepraszać, nie masz za co. Raczej powinno być na odwrót. Powinnam była dawno Ci to powiedzieć, w końcu jesteśmy przyjaciółkami. Po prostu bałam się, że mnie odrzucisz, uznasz za morderczynię, jak większość ludzi w moim życiu- powiedziałam cicho, patrząc w podłogę i usiłując za wszelką cenę zatamować łzy.
Usiadła obok mnie i pogładziła delikatnie moje ramię, a ja spojrzałam na nią, załzawionymi oczami. W jej oczach była czysta dobroć i współczucie, a na ustach malował się piękny uśmiech.
- Nie przepraszaj, Annabell. Po prostu mów mi o wszystkim. Chcę, żebyś wiedziała, że możesz- szepnęła, a ja znów rozpłakałam się jak dziecko i wtuliłam w jej wątłe ramiona.
*
We wtorek po południu wszyscy wsiedliśmy do samolotu, który miał zabrać nas do Chicago. Pierwszy raz, od prawie trzech miesięcy, miałam znaleźć się w domu i nie mogłam się przestać uśmiechać. Przez kilka dni znów miałam być u siebie, nie musiałam nocować w żadnym hotelu. Od mojego wyznania na RAW niemalże każda przychylna mi osoba podchodziła do mnie i zapewniała, że nie ma znaczenia co się stało w przeszłości, oni się ode mnie nie odwrócą, wyrażali swoje współczucie w związku z taką tragedią i starali się mnie pocieszać. Jedyną osobą, która ze mną nie rozmawiała był Phil i musiałam przyznać, że denerwowało mnie to, a zarazem smuciło. Wydawało mi się, że staliśmy się sobie bliscy, nawet wywołałam go na ten ring, a on nie miał zamiaru nic powiedzieć? Bałam się, że jednak pomyliłam się w jego ocenie.
Wpadłam do swojego mieszkania z wielkim bananem na twarzy i pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam, było otworzenie wszystkich okien na oścież. Wszędzie panował niesamowity zaduch, ale rześkie powietrze Wietrznego Miasta natychmiast zmieniło atmosferę w domu. Szczęśliwa jak nigdy wcześniej wzięłam szybki prysznic, a potem rzuciłam się do łóżka. Miałam zamiar porządnie się wyspać.
*
Obudziłam się w środę wieczorem. Zszokowana faktem, że spałam osiemnaście godzin, podniosłam się z łóżka i powędrowałam do kuchni. Zadowolona, że poprzedniego dnia zdążyłam kupić coś do jedzenia, zrobiłam sobie kanapki, a potem udałam się pod prysznic. 
Po powrocie do pokoju stanęłam przed szafą i zaczęłam się zastanawiać, co powinnam na siebie włożyć. Założyłam wycierane dżinsy i fioletową bluzę zakładaną przez głowę, z napisem "Love Sucks". Do tego założyłam ciężkie wojskowe buty z krótką cholewką i czarny szalik pod szyję, który finezyjnie zawinęłam. Włosy pozostawiłam skręcone i rozpuszczone. Pomalowałam powieki na fioletowo, zrobiłam kreski eyelinerem i wytuszowałam rzęsy. 
Wyszłam na zewnątrz i nabrałam powietrza głęboko w płuca. Podzielenie się moją przeszłością przyniosło mi ulgę, co było dla mnie najdziwniejszym odczuciem, którego w ogóle się nie spodziewałam. Czułam się też przytłoczona, niepewna i wciąż winna, ale widziałam ile życzliwych osób spotkałam na swojej drodze. Nie mogłam zaprzeczyć, że dostałam się do środowiska, gdzie ludzie wybaczali błędy.
Usiadłam na jednej z wielu ławeczek, umieszczonych przy deptaku nad zatoką. Usiadłam po turecku i obserwowałam księżyc, odbijający się w tafli wody, co jakiś czas rzucając kawałki chleba dla pływających nieopodal kaczek. 
- Nie myślałem, że Cię tu spotkam- usłyszałam za sobą głęboki głos. 
Westchnęłam czując, jak na nowo budzi się we mnie ten żal, który czułam od poniedziałku. Phil usiadł obok mnie i zapatrzył się na fale bijące delikatnie o brzeg.
- Cóż, myślę, że powinnam już iść- rzuciłam niepewnie.
- Annabell, proszę, wysłuchaj mnie- spojrzał mi głęboko w oczy. Po moim kręgosłupie przebiegły dreszcze, a coś kazało mi pozostać w swoim dotychczasowym miejscu. Zmarszczył brwi i odwrócił wzrok, jakby szukał odpowiednich słów- Nie chcę, żebyś myślała, że jestem na Ciebie zły, mam jakiś żal czy nie chcę Cię znać. Nie mam prawa Cię osądzać, jestem ostatnią osobą, która byłaby w stanie coś takiego zrobić. Nie mam na tyle odwagi ani żadnego powodu. Lubię Cię taką, jaka jesteś. Nieważne czy w przeszłości byłaś arabskim terrorystą, brałaś udział w wypadku czy stałaś pod latarnią. Nie ma to dla mnie najmniejszego znaczenia. Liczy się tylko to, co jest teraz- znów spojrzał mi w oczy, tym razem uśmiechając się lekko, a ja odpowiedziałam mu tym samym.
- Ulżyło mi. Myślałam, że zachowasz się tak jak one- skrzywiłam się na wspomnienie Beth i Eve.
- Uwierz, w niczym ich nie przypominam- posłał mi łobuzerski uśmieszek, a ja pokręciłam lekko głową, chichocząc pod nosem.- Skoro już obydwoje nie śpimy, swoją drogą chyba dzielimy ten sam problem, to może miałabyś ochotę wybrać się do kina?- zaproponował, a ja w milczeniu skinęłam głową.
*
Wolnym krokiem przemierzali ulice Chicago, wciąż prowadząc zażartą dyskusję na temat jednej ze scen w filmie. Spoglądali na siebie ukradkiem i uśmiechali się jeszcze szerzej, gdy natrafiali na swoje spojrzenia. Nie mogli nacieszyć się swoim towarzystwem, lubili spędzać wspólnie czas. Czuli wzajemną sympatię, być może nawet lekkie przywiązanie. Żadne z nich nie chciało kończyć tego spotkania.
Kiedy się uśmiechała, w jej policzkach pojawiały się słodkie dołeczki, dodające jej dziecięcego uroku, chociaż była już dojrzałą kobietą. Długie rzęsy rzucały smukłe cienie na jej blade policzki, a w oczach tańczyły radosne iskierki. Długie włosy rozwiewał wiatr, plącząc je ze sobą i co chwilę zasłaniając nimi jej twarz. I chociaż uparcie z nimi walczyła to nie mogła sobie poradzić. Bluza opinała jej piękne, kształtne piersi i płaski brzuch, a także lekko umięśnione ramiona. Spodnie uwydatniały jej zgrabne, długie nogi. Zerkała na niego ukradkiem, a on uśmiechał się, kiedy tylko to dostrzegał.
Podwinięte rękawy granatowej bluzy ukazywały światu masę kolorowych tatuaży, które tak niesamowicie ją kręciły. Uważała, że dzięki temu jest jeszcze bardziej męski. Materiał opinał jego umięśnione ramiona, barki i klatkę piersiową, przez co jej ciśnienie stawało się jeszcze wyższe. Jej ulubionym elementem był ten mały kolczyk w wardze, którym często się bawił, czym wywoływał uśmiech na jej twarzy. Dalej były wąskie usta, gęsty zarost i oczy. Oczy koloru płynnej czekolady, które przenikały ją w ten charakterystyczny, magiczny niemal sposób. I chociaż bardzo chciała to nie mogła mu się oprzeć. Nie mogła oprzeć się przepływającym przez jej ciało dreszczom, za każdym razem, gdy na nią patrzył.
Zatrzymali się przed klatką schodową, prowadzącą do jej mieszkania. Patrzyli na siebie przez chwilę, a potem westchnęli równocześnie.
- Dziękuję Ci za ten wieczór. Świetnie się bawiłam- zaczęła, uśmiechając się lekko.
- Tak, ja też- zapewnił ją, nieco niepewnym głosem.
Nie miał pojęcia co powinien teraz zrobić. Po prostu odejść? Podać jej dłoń? Minęło sporo czasu, odkąd spotykał się z jakąś kobietą. Nie pamiętał jak to było z Beth czy z Amy, ale z pewnością nie miewał dylematów takiej natury.
Zanim zdążył wykombinować co powinien zrobić, ona wspięła się na palce i nim mógł jakoś zareagować, pocałowała delikatnie jego policzek, spojrzała mu w oczy z uśmiechem i odwracając się na pięcie weszła do apartamentowca.
Tkwił chwilę w miejscu, trzymając dłoń na policzku i nie mógł się ruszyć. Zaskoczyła go, była jeden krok przed nim. Wzruszył ramionami i uśmiechnięty ruszył w drogę powrotną do domu. Musiał z kimś porozmawiać. Po chwili namysłu wyjął z kieszeni telefon i wykręcił numer do Sharlene.
- Cześć, Siostrzyczko- niemalże wykrzyknął, kiedy po drugiej stronie odezwał się cichy głos kobiety.
- Phil, czemu dzwonisz o tak barbarzyńskiej porze? Josh i Abby właśnie zasnęli- poinformowała go, na co on przewrócił oczami.
- Ucałuj ich ode mnie- mruknął.
- Coś się stało? Coś się stało, Phil. Gadaj- nakazała podekscytowana, kiedy zdała sobie sprawę z tonu jego głosu.
- Dlaczego tak uważasz?- zapytał, przygryzając lekko wargę.
- Cóż, kiedy ostatnio z Tobą rozmawiałam, byłeś w nieco depresyjnym humorze. Twierdziłeś, że brakuje Ci czegoś w życiu i że chcesz to zmienić- mówiła.
- Pamiętam- przypomniał jej.
- A więc?- ponagliła go.
- Co więc?- udawał zdziwionego, by móc ją nieco podrażnić.
- Phillipie Brooks! Jeśli zaraz nie powiesz mi o co chodzi to znajdę Cię i skopię Ci ten Twój szanowny tyłek- warknęła ostro, czym wywołała jego szczery śmiech.
- No już, już, nie denerwuj się, Siostrzyczko. Nie chcemy, żeby coś Ci się stało- zaśmiał się głośno, kiedy usłyszał sapnięcie po drugiej stronie. Nie przedłużając, zaczął z wielką pasją opowiadać o swojej nowej koleżance.
- No, no, braciszku. Nie myślałam, że jeszcze kiedyś to powiem, ale ta dziewczyna naprawdę zawróciła Ci w głowie. Polubiłeś ją, Phil- powiedziała łagodnie, po wysłuchaniu relacji Punka.
Mężczyzna wszedł do domu i rzucił klucze na ich stałe miejsce. Wywrócił oczami, słysząc stwierdzenie siostry.
- Powiedz mi coś, czego nie wiem- mruknął.
- Zaproś ją na randkę- usłyszał po drugiej stronie i zakrztusił się wodą, którą zaczął pić.
- Co?- spytał, kiedy zdołał się uspokoić.
- Musisz spróbować, Phil, inaczej nic z tego nie będzie. Muszę kończyć, mój małżonek się niepokoi. Papa- rozłączyła się, nie czekając na odpowiedź mężczyzny.
Brooks natomiast wsłuchiwał się jeszcze chwilę w przerywany sygnał po drugiej stornie. W końcu wzruszył ramionami i stwierdził, że Sharlene może mieć rację. Warto spróbować.
***
Łał... Ile to mnie nie było? Prawie osiem miesięcy... Boże, jestem nienormalna o.O Ale w moim życiu tyle się działo i dzieje wciąż, że po prostu usiłuję sobie z tym poradzić i nie mam czasu na nic innego. Zdałam maturę i dostałam się na studia do Opola. Daleko od domu, ale jeżeli w tym roku mi nie wyjdzie to za rok znów uderzam w moje marzenia czyli Warszawę. Trzymajcie kciuki :D
Nikogo nie poinformowałam o tej nowości, bo nie mam gg, ale może akurat ktoś tu zajrzy :)

2 komentarze:

  1. Zajrzał. :) I cieszy się, że w końcu coś się pojawiło. Szczerze mówiąc, zaglądałam tu co jakiś czas w nadziei, że miło mnie zaskoczysz, no i proszę. Nowy rozdział. Planujesz pisać dalej? Nie ukrywam, że chętnie bym poczytała. ^^
    PS Pojawiła się druga część "Find the real" - St. Anger na stronie st-anger.blog.pl . Serdecznie zapraszam, możesz tam również informować mnie o nowych notkach na Twoim blogu. Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ogromnie cieszę się, że wróciłaś. Mam nadzieję,że na dłużej ;)

    OdpowiedzUsuń