wtorek, 10 września 2013

012 - Kiss Me

Czułam przyjemne łaskotanie motylków w brzuchu, kiedy wstawiałam kwiaty do wody i czułam na sobie jego przeszywające spojrzenie. Drżałam z ekscytacji na myśl o tym, że spędzimy wspólnie nasz pierwszy wieczór. Nie wiedziałam co takiego w sobie miał, ale na samą myśl o nim robiło mi się gorąco. A teraz, mając go obok siebie z trudem opanowywałam drżenie dłoni, spowodowane jego obecnością. Czułam, że z mojej twarzy nie znika lekki uśmiech. Kiedy przelotem spojrzałam w lustro ujrzałam błyszczące oczy i lekko rumiane policzki. Pokręciłam lekko głową, śmiejąc się sama z siebie. Czyżbym w końcu, po tak długim czasie, znów się zakochała? Wszystko na to wskazywało, a ja nie miałam zamiaru się przed tym bronić.
- Możemy iść- oznajmiłam, porywając z wieszaka kurtkę i w pośpiechu zakładając ją na siebie.
Phil w milczeniu skinął głową i wciąż patrząc na mnie z tym błyskiem w oku, otworzył przede mną drzwi i pozwolił, bym wyszła z mieszkania pierwsza. Prawdziwy gentleman.
*
Delikatny wiatr muskał nasze twarze, kiedy wolnym krokiem przemierzaliśmy wybrzeże. Każdego dnia coraz mocniej zakochiwałam się w tym niesamowitym mieście, które było pełne magii, wspaniałych ludzi, a teraz także moim domem. Poza tym to tutaj go poznałam. Spojrzałam ukradkiem na jego twarz, kiedy szedł obok i opowiadał jak spędził dzień. Dla większości kobiet był zapewne przeciętny, ale dla mnie miał w sobie coś, co nie pozwalało mi oderwać od niego spojrzenia.
W pewnym momencie się zatrzymał, a ja, zaskoczona jego zachowaniem zrobiłam to samo.
- Jesteś w stanie na chwilę mi zaufać, Annabell?- zapytał, przygryzając lekko wargę.
- Co to za pytanie?- zdziwiłam się, a on znalazł się bliżej mnie.
- Po prostu odpowiedz: Jesteś w stanie?- zapytał cicho, patrząc głęboko w moje oczy.
- Tak- szepnęłam, czując przyjemny dreszcz przebiegający wzdłuż mojego kręgosłupa, kiedy stanął za mną.
Przed moją twarzą nagle pojawił się czarny kawałek materiału, przesiąknięty jego cudownymi perfumami. Zasłonił mi nim oczy, a jego dłonie znalazły się na moich ramionach.
- Po prostu mi zaufaj, Annabell- mruknął tuż przy moim uchu, a ja zaczerpnęłam głębiej powietrza, czując nagły skok adrenaliny.
Nigdy nie pomyślałabym, że ten skomplikowany, tajemniczy i skryty w sobie mężczyzna zdobędzie się na tak romantyczne zagranie. Być może nasza przyszłość kreśliła się w jaśniejszych barwach, niż można byłoby zakładać.
Postanowiłam całkowicie mu zawierzyć, w końcu jedyne co mogłam stracić to równowagę. Ciepło bijące od jego dłoni było centrum mojego obecnego świata. Znałam go od kilku miesięcy, ale dopiero teraz zaczynałam rozumieć, jak mocne stawały się moje uczucia względem niego.
- Jesteśmy- usłyszałam przy uchu.
Czarny materiał opadł z moich oczu, a przede mną znajdowała się największa niespodzianka, jaką ktokolwiek dla mnie zorganizował.
- Wynająłeś nam...?- zapytałam, wskazując przed siebie i spoglądając na niego z szokiem wymalowanym na twarzy.
- Zgadza się- uśmiechnął się niepewnie.
- Balon- szepnęłam.
- Balon- powtórzył.
Poczułam, jak ogarnia mnie wzruszenie, a spod mojej powieki wydostają się dwie duże łzy, które po chwili spłynęły po moich policzkach.
Nie myśląc za wiele, rzuciłam mu się w ramiona i mocno w niego wtuliłam. Po chwili wahania objął mnie i przytulił lekko do siebie, przesuwając lekko dłonią po moich plecach. Odsunęłam się lekko od niego i z wielkim uśmiechem spojrzałam mu w oczy.
- Nikt nigdy nie zrobił dla mnie niczego podobnego- oznajmiłam cicho.
Pogładził dłonią moje ramię, a ja stałam niczym zahipnotyzowana, wciąż przytulając się do jego boku i napawałam się najpiękniejszym widokiem w moim życiu.
Wokół ogromnego balonu świeciły się cztery pochodnie, a w tle widać było miasto i jego światła odbijające się w wodach zatoki.
- Lecimy?- zapytał, na co ja ochoczo przytaknęłam i wskoczyłam do kosza, wywołując tym jego wesoły śmiech.
Balon wznosił się powoli ponad miasto, a ja patrzyłam na Chicago nocą z zapartym tchem. Czułam, że po moich policzkach płyną łzy, ale uśmiechałam się, przeżywając najpiękniejszą chwilę mojego życia. Co chwilę zerkałam na Phila, który opierał się o krawędź kosza i przyglądał mi się z zainteresowaniem. Dostrzegłam w jego oczach coś, czego nie widziałam wcześniej. Ten mur, którym się otaczał przez cały czas trwania naszej znajomości runął niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, a w jego miejscu pojawiły się ciepło i szczęście.
- Muszę Ci coś powiedzieć- mruknęłam cicho, rzucając na niego ukradkowe spojrzenie.
Przysunął się bliżej, szczerze zainteresowany tym co miałam zamiar mu wyznać.
- Nikt nigdy nie zrobił dla mnie czegoś równie wspaniałego. Dziękuję- uśmiechnęłam się szeroko, co natychmiast odwzajemnił.
- Zdaje się, że nie spotkało Cię do tej pory wiele dobrego, Annabell- mruknął, zagarniając zabłąkany kosmyk moich włosów za moje ucho i z wielkim skupieniem badał każdy centymetr mojej twarzy- Boże, jesteś taka piękna- szepnął.
Poczułam się, jakby świat na chwilę zamarł pozwalając mi nacieszyć się tą wspaniałą chwilą.
- Wiesz co? Pieprzyć to. Nie będę się już więcej krył z tym co czuję, to nie ma sensu. Po prostu... Po prostu muszę...- nie dokończył. W końcu złączył nasze usta w pocałunku, na który obydwoje tak długo czekaliśmy. Objęci w balonie, szybując nad miastem, które obydwoje kochaliśmy, zaczęliśmy coś, co miało na zawsze zmienić nasze dotychczasowe życia.
*
Objęci szliśmy wolnym krokiem w kierunku mojego mieszkania. Lekka bryza przyjemnie drażniła nasze twarze. Nic nie musieliśmy mówić, słowa były zbędne. Po prostu uśmiechaliśmy się, zerkając od czasu do czasu na siebie. Byliśmy szczęśliwi tu i teraz, tylko to miało znaczenie.
Kiedy zatrzymaliśmy się przed klatką schodową prowadzącą do mojego mieszkania westchnęłam cicho, patrząc na niego rozmarzonym wzrokiem. 
- Wiesz, że to był jeden z najlepszych wieczorów w moim życiu, prawda?- zapytałam, na co on zaśmiał się cicho.
- Właśnie taką miałem nadzieję, Annabell- mruknął, dotykając delikatnie opuszkami palców mojego policzka.
- Dziękuję Ci za to- szepnęłam i zanim zdążyć zareagować w jakikolwiek sposób, wspięłam się na palce i musnęłam delikatnie jego usta swoimi. 
- Dobranoc- powiedział cichutko wprost do mojego ucha, wywołując tym przyjemne dreszcze, które przebiegły wzdłuż mojego kręgosłupa.
- Dobranoc- odpowiedziałam i odwróciłam się w kierunku wejścia.
Poczułam lekkie szarpnięcie, a potem kolejny cudowny pocałunek złożony na moich ustach, tym razem bardziej zachłanny, pobudzający wszystkie moje komórki nerwowe. 
- Teraz możesz odejść- szepnął wprost w moje usta.
Zaśmiałam się cicho i spoglądając na niego kilka razy zniknęłam za drzwiami prowadzącymi do klatki schodowej.
***
Moi Drodzy, oto oddaję pod waszą opiekę kolejną część tej historii. Mam nadzieję, że chociaż w połowie oddałam nastrój pierwszej randki Ann i Phila w sposób, jaki was zadowoli. W ogóle jak szablon? Może być? Wy mówcie co myślicie o odcinku, piszcie i oceńcie jak się wam podoba, a ja tymczasem lecę dalej stresować się wynikami rekrutacji.
Ciao! :)

środa, 28 sierpnia 2013

011 - We Are The Tide

- Widzę, że dopisuje Ci humor- zauważył Hickenbottom, kiedy otworzyłam mu drzwi następnego ranka.
- Nie mogę się smucić przez całe życie, prawda?- zapytałam, z uśmiechem zarzucając na ramiona skórzaną kurtkę.
- Broń Boże, Ann. Cieszę się. Chciałbym tylko znać powód Twojej radości- poruszył wymownie brwiami, na co zaśmiałam się radośnie.
- Miałam po prostu bardzo udany wieczór- wzruszyłam ramionami.
- A jak tan udany wieczór ma na imię?-  zapytał zaciekawiony.
- Phil- rzuciłam szybko, odwracając wzrok.
- Ph... Ten Phil?- patrzył na mnie zszokowany, na co ja skinęłam głową, przerażona tym, jak zareaguje- Brooks to mój dobry przyjaciel. Wiem, że jest człowiekiem, który na pewno nie zrobi czegoś, co mogłoby Cię skrzywdzić- wygłosił, uśmiechając się szeroko, na co odetchnęłam z ulgą.
- Annabell, pozwól do biura- w hali już czekał na mnie uśmiechnięty od ucha do ucha Paul.
Skinęłam głową i udałam się za nim. Zdążyłam jedynie pomachać April. W biurze już czekał na mnie Vince.
- Ach, Annabell, usiądź- wskazał krzesło stojące naprzeciw, które natychmiast posłusznie zajęłam. Obok usiadł Hunter i złapał mnie za dłoń, w geście wsparcia.
- O co chodzi?- zapytałam poważnie, przyglądając się nieodgadnionym wyrazom ich twarzy.
- Na Hell In A Cell, czyli w przyszłą niedzielę, stoczysz walkę z Beth. Wszyscy wspólnie uznaliśmy, że za to, co zrobiły z Eve, Phoenix straci pas mistrzowski- ogłosił, a ja byłam pewna, że moje oczy wyglądały jak dwie monety.
- Serio? znaczy... Dziekuję- poprawiłam się szybko- Obiecuję, że dam z siebie wszystko- zapewniłam go.
- W to nie wątpię- zaśmiał się- To prowadzi mnie do kolejnej sprawy, mianowicie Twojego storyline z Brooksem. Teraz, kiedy on jest mistrzem i Ty będziesz mistrzynią, mamy w planach zrobić z was najlepszą i najdłużej będącą razem parę w historii firmy- ogłosił.
- O, Em... Łał...- podrapałam się z zakłopotaniem po szyi- To... To dobrze- uśmiechnęłam się lekko.
- To wszystko, możesz wracać do reszty- poinformował mnie, na co w milczeniu skinęłam głową i opuściłam jego biuro.
- Dzień dobry, Annabell- usłyszałam za sobą jego głęboki głos i uśmiechnęłam się pod nosem.
- Cześć- spojrzałam na niego z figlarnym uśmieszkiem i rękami zaplecionymi na klatce piersiowej.
- Czytałaś już script na galę i najbliższe RAW?- zapytał zakłopotany, a kiedy uzyskał negatywną odpowiedź, podał mi kartki.
Ruszyliśmy powoli przed siebie, a ja z wielkim skupieniem przeglądałam treść wydarzeń. Nie było nic strasznego, miałam wygrać pas, Punk składał mi gratulacje na zapleczu, a po jego zwycięstwie miałam pojawić się na rampie i bić brawo. Kiedy natomiast spojrzałam na RAW... Cóż, stwierdzenie, że byłam zaskoczona, to niedopowiedzenie stulecia.
- Nie spodziewałam się tego- wykrztusiłam w końcu, patrząc na niego z przerażeniem.
- Witaj w moim świecie- zaśmiał się cicho, ale na mojej twarzy pojawił się raczej grymas.
- Przepraszam- powiedziałam w końcu- Nie chodzi o to, że to jesteś Ty. Po prostu nie zwykłam całować mężczyzn, do których nic nie czuję- wydusiłam w końcu, łapiąc się na myśli, że wcale nie miałabym nic przeciwko.
Uśmiechnął się smutno i rzucając mi smętne spojrzenie oddalił się w kierunku ringu. Zaklęłam w myślach na swoją głupotę. Zawsze najpierw myślałam, a potem robiłam i zbyt często odczuwałam tego skutki.
*
- Znów się na niego gapisz- zauważyłam, na co Aprli spojrzała na mnie zmieszana.
- Wcale nie- zaprzeczyła, łapiąc szybko za butelkę wody i usiłowała uciec wzrokiem gdzieś w bok.
Przekrzywiłam głowę i zaczęłam ukradkiem przyglądać się Johnowi. Rozmawiał o czymś zawzięcie z Adamem, ale co chwilę zerkał na AJ z rozmarzonym uśmiechem. Wiedziałam, że nie była mu obojętna od chwili, kiedy ich poznałam. Niedawno się rozwiódł, więc teraz był podwójnie ostrożny, ale ciągnęło ich do siebie, co dało się zauważyć gołym okiem. Pokręciłam głową z dezaprobatą, a mój wzrok mimowolnie powędrował w stronę Brooksa. Westchnęłam przeciągle, przyglądając się jego intensywnym ćwiczeniom. Wydawał mi się niedostępny. Kiedy już wydawało mi się, że do niego dotarłam, on utwierdzał mnie w przekonaniu, że wcale tak nie jest. Było w nim coś, co sprawiało, że chciałam go poznać, być z nim.
- Teraz to Ty się gapisz- usłyszałam April, na co prychnęłam pod nosem i podeszłam do bieżni.
*
- Do zobaczenia!- pomachałam do Adama, znikającego za drzwiami.
Wyszłam przed budynek i zasunęłam kurtkę, czując zimny powiew wiatru.
- Annabell- usłyszałam tuż przy uchu jego zachrypnięty głos, a wzdłuż mojego kręgosłupa przebiegły dreszcze. Przymknęłam oczy i uśmiechnęłam się lekko.
Odwróciłam się do niego przodem i spojrzałam wyczekująco w jego brązowe oczy.
- Powiedziałaś mi dzisiaj, że nie chcesz całować kogoś, do kogo nic nie czujesz- zaczął na co niepewne skinęłam głową- W takim razie mam dla Ciebie niespodziankę. Przyjdę po Ciebie o ósmej- poinformował mnie i pochylił się w moim kierunku. Do moich nozdrzy wdarł się cudowny zapach jego perfum, który na chwilę odebrał mi zdolność logicznego myślenia. Zanim zdążyłam się zorientować co się dzieje, złożył na moim policzku delikatny pocałunek i posyłając mi figlarny uśmieszek odszedł w kierunku swojego samochodu, pozostawiając mnie w osłupieniu przed drzwiami hali.
*
- Co ja mam na siebie włożyć?- jęknęłam, stojąc przed otwartą szafą.
- Myślę, że ubranie to akurat będzie zbędne- zarechotał Paul, przybijając piątkę z Michaelem.
Wywróciłam oczami i warknęłam coś pod nosem, usiłując nie rozerwać ich na strzępy.
- Nie pomagacie mi, buraki- mruknęłam, przerzucając kolejne sterty ubrań.
- End aaaaajjjjjaaajj!! Łil olłejssss low juuu!- wydarli się nagle, na co podskoczyłam, przerażona ich okropnym wyciem.
W końcu zdecydowałam, że ubiorę to, w czym bedę się czuła najlepiej, nie chciałam się przesadnie wystroić - w końcu to miałam być ja, a nie moja karykatura.
- Hickenbottom!- krzyknęłam, na co on poderwał się na równe nogi- Wykaż się chłopie i zrób coś z moimi włosami- zarządziłam i usiadłam na krześle.
W końcu, po pół godzinie pojękiwań, pokrzykiwań i śmiechu, udało mu się zrobić najpiękniejszy warkocz, jaki kiedykolwiek miałam.
- Michael... Kocham Cię!- niemalże zapiszczałam i uwiesiłam mu się na szyi.
- Oj tam...- machnął ręką, udając zawstydzonego- Ożeń się ze mną- przyciągnął mnie do siebie i spojrzał twardo w oczy.
- Nie aż tak Cię kocham- odsunęłam się, na co Paul ryknął niepohamowanym śmiechem.
Wywróciłam oczami, śmiejąc się cicho z ich wygłupów i zrobiłam sobie wyrazisty makijaż.
- Wyglądasz, jak kobieta z moich marzeń- wyszczerzył się Paul i przybił piątkę z Michaelem.
- Tak, tak, kocham was, ale teraz możecie już iść? Kiedy Phil tu wejdzie może się nieco przerazić na wasz widok w moim domu- zarządziłam, na co oni, po chwili pomrukiwań z niezadowolenia, opuścili moje skromne progi.
Minęło kilka minut, a po mieszkaniu rozbrzmiał dźwięk dzwonka do drzwi. Złapałam za torebkę, ostatni raz rzuciłam okiem na swoje odbicie w lustrze i otworzyłam drzwi. 
Uśmiechnęłam się szeroko i westchnęłam cicho na jego widok. Był idealny w każdym calu, chociaż ciężko było go poznać, skrywał swoje uczucia i nie pozwalał mi zrozumieć co do mnie czuje. Ubrany w ciemne dżinsy, granatową koszulę i czarną skórzaną kurtkę wyglądał oszałamiająco. W dłoni dzierżył bukiet fioletowych tulipanów, które wręczył mi po chwili i znów złożył na moim policzku pocałunek, zaskakując mnie pozytywnie.
- Wyglądasz ślicznie- powiedział na wstępnie, uśmiechając się lekko.
- Dziękuję- skłoniłam lekko głowę- Wejdź, wstawię kwiaty do wazonu i możemy iść- ogłosiłam i ruszyłam do kuchni, a z mojej twarzy nie schodził uśmiech.
***
Tak, tak, dopadła mnie wena twórcza i postanowiłam dodać tę notkę, a kolejne już są w trakcie tworzenia :D Wymyśliłam już kilka rzeczy, żeby to wszystko nie było takie piękne i cukierkowe, ale póki co cieszcie się tym co tutaj widnieje - oby się spodobało, moje kochane :*
PS. Nie znacie kogoś, kto chciałby wynająć pokój studentce w pobliżu centrum Warszawy? Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie :D

wtorek, 23 lipca 2013

010 - Changes

- Chłopaki, to był najlepszy maraton horrorów, na jakim byłam. Dziękuję- powiedziałam szczerze, kiedy wolnym krokiem przemierzaliśmy korytarz.
- Zawsze możesz na nas liczyć, Mała- zapewnił mnie Shawn.
- Chyba masz gościa- zauważył po chwili Paul.
Podniosłam wzrok i ujrzałam April stojącą pod drzwiami mojego pokoju. Zmarszczyłam brwi i poczułam lekkie drżenie rąk. Nie miałam pojęcia jakie były jej intencje, mogłam jedynie mieć nadzieję, że nie przyszła na mnie wrzeszczeć ani mnie poniżać.
- Zobaczymy się jutro- mruknął Hunter i równocześnie z Michaelem pocałowali moje policzki i zniknęli w swoich pokojach.
Westchnęłam głęboko i ruszyłam w kierunku pokoju, usiłując dodać sobie jakoś otuchy. Bez słowa otworzyłam drzwi i weszłam do środka, a ona uczyniła to samo. Kiedy odwróciłam się w jej kierunku poczułam, jak mocno mnie do siebie przytula, a jej ciałem wstrząsa szloch. Odetchnęłam z ulgą i uśmiechnęłam się lekko, widząc jej reakcję.
- Ann, tak strasznie Cię przepraszam, że nie odezwałam się do Ciebie w ringu. Byłam w tak wielkim szoku, że nie mogłam wydobyć głosu z gardła ani się ruszyć. Boże, to musiało być dla Ciebie straszne, musieć powiedzieć to przez tyloma ludźmi. Tak strasznie dużo przeszłaś, Annabell. Przepraszam- mówiła jak w amoku, nie mogąc się uspokoić.
- April, oddychaj- przypomniałam jej z lekkim uśmieszkiem, a ona zatrzymała się i zaczerpnęła głęboko powietrza- Nie musisz mnie przepraszać, nie masz za co. Raczej powinno być na odwrót. Powinnam była dawno Ci to powiedzieć, w końcu jesteśmy przyjaciółkami. Po prostu bałam się, że mnie odrzucisz, uznasz za morderczynię, jak większość ludzi w moim życiu- powiedziałam cicho, patrząc w podłogę i usiłując za wszelką cenę zatamować łzy.
Usiadła obok mnie i pogładziła delikatnie moje ramię, a ja spojrzałam na nią, załzawionymi oczami. W jej oczach była czysta dobroć i współczucie, a na ustach malował się piękny uśmiech.
- Nie przepraszaj, Annabell. Po prostu mów mi o wszystkim. Chcę, żebyś wiedziała, że możesz- szepnęła, a ja znów rozpłakałam się jak dziecko i wtuliłam w jej wątłe ramiona.
*
We wtorek po południu wszyscy wsiedliśmy do samolotu, który miał zabrać nas do Chicago. Pierwszy raz, od prawie trzech miesięcy, miałam znaleźć się w domu i nie mogłam się przestać uśmiechać. Przez kilka dni znów miałam być u siebie, nie musiałam nocować w żadnym hotelu. Od mojego wyznania na RAW niemalże każda przychylna mi osoba podchodziła do mnie i zapewniała, że nie ma znaczenia co się stało w przeszłości, oni się ode mnie nie odwrócą, wyrażali swoje współczucie w związku z taką tragedią i starali się mnie pocieszać. Jedyną osobą, która ze mną nie rozmawiała był Phil i musiałam przyznać, że denerwowało mnie to, a zarazem smuciło. Wydawało mi się, że staliśmy się sobie bliscy, nawet wywołałam go na ten ring, a on nie miał zamiaru nic powiedzieć? Bałam się, że jednak pomyliłam się w jego ocenie.
Wpadłam do swojego mieszkania z wielkim bananem na twarzy i pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam, było otworzenie wszystkich okien na oścież. Wszędzie panował niesamowity zaduch, ale rześkie powietrze Wietrznego Miasta natychmiast zmieniło atmosferę w domu. Szczęśliwa jak nigdy wcześniej wzięłam szybki prysznic, a potem rzuciłam się do łóżka. Miałam zamiar porządnie się wyspać.
*
Obudziłam się w środę wieczorem. Zszokowana faktem, że spałam osiemnaście godzin, podniosłam się z łóżka i powędrowałam do kuchni. Zadowolona, że poprzedniego dnia zdążyłam kupić coś do jedzenia, zrobiłam sobie kanapki, a potem udałam się pod prysznic. 
Po powrocie do pokoju stanęłam przed szafą i zaczęłam się zastanawiać, co powinnam na siebie włożyć. Założyłam wycierane dżinsy i fioletową bluzę zakładaną przez głowę, z napisem "Love Sucks". Do tego założyłam ciężkie wojskowe buty z krótką cholewką i czarny szalik pod szyję, który finezyjnie zawinęłam. Włosy pozostawiłam skręcone i rozpuszczone. Pomalowałam powieki na fioletowo, zrobiłam kreski eyelinerem i wytuszowałam rzęsy. 
Wyszłam na zewnątrz i nabrałam powietrza głęboko w płuca. Podzielenie się moją przeszłością przyniosło mi ulgę, co było dla mnie najdziwniejszym odczuciem, którego w ogóle się nie spodziewałam. Czułam się też przytłoczona, niepewna i wciąż winna, ale widziałam ile życzliwych osób spotkałam na swojej drodze. Nie mogłam zaprzeczyć, że dostałam się do środowiska, gdzie ludzie wybaczali błędy.
Usiadłam na jednej z wielu ławeczek, umieszczonych przy deptaku nad zatoką. Usiadłam po turecku i obserwowałam księżyc, odbijający się w tafli wody, co jakiś czas rzucając kawałki chleba dla pływających nieopodal kaczek. 
- Nie myślałem, że Cię tu spotkam- usłyszałam za sobą głęboki głos. 
Westchnęłam czując, jak na nowo budzi się we mnie ten żal, który czułam od poniedziałku. Phil usiadł obok mnie i zapatrzył się na fale bijące delikatnie o brzeg.
- Cóż, myślę, że powinnam już iść- rzuciłam niepewnie.
- Annabell, proszę, wysłuchaj mnie- spojrzał mi głęboko w oczy. Po moim kręgosłupie przebiegły dreszcze, a coś kazało mi pozostać w swoim dotychczasowym miejscu. Zmarszczył brwi i odwrócił wzrok, jakby szukał odpowiednich słów- Nie chcę, żebyś myślała, że jestem na Ciebie zły, mam jakiś żal czy nie chcę Cię znać. Nie mam prawa Cię osądzać, jestem ostatnią osobą, która byłaby w stanie coś takiego zrobić. Nie mam na tyle odwagi ani żadnego powodu. Lubię Cię taką, jaka jesteś. Nieważne czy w przeszłości byłaś arabskim terrorystą, brałaś udział w wypadku czy stałaś pod latarnią. Nie ma to dla mnie najmniejszego znaczenia. Liczy się tylko to, co jest teraz- znów spojrzał mi w oczy, tym razem uśmiechając się lekko, a ja odpowiedziałam mu tym samym.
- Ulżyło mi. Myślałam, że zachowasz się tak jak one- skrzywiłam się na wspomnienie Beth i Eve.
- Uwierz, w niczym ich nie przypominam- posłał mi łobuzerski uśmieszek, a ja pokręciłam lekko głową, chichocząc pod nosem.- Skoro już obydwoje nie śpimy, swoją drogą chyba dzielimy ten sam problem, to może miałabyś ochotę wybrać się do kina?- zaproponował, a ja w milczeniu skinęłam głową.
*
Wolnym krokiem przemierzali ulice Chicago, wciąż prowadząc zażartą dyskusję na temat jednej ze scen w filmie. Spoglądali na siebie ukradkiem i uśmiechali się jeszcze szerzej, gdy natrafiali na swoje spojrzenia. Nie mogli nacieszyć się swoim towarzystwem, lubili spędzać wspólnie czas. Czuli wzajemną sympatię, być może nawet lekkie przywiązanie. Żadne z nich nie chciało kończyć tego spotkania.
Kiedy się uśmiechała, w jej policzkach pojawiały się słodkie dołeczki, dodające jej dziecięcego uroku, chociaż była już dojrzałą kobietą. Długie rzęsy rzucały smukłe cienie na jej blade policzki, a w oczach tańczyły radosne iskierki. Długie włosy rozwiewał wiatr, plącząc je ze sobą i co chwilę zasłaniając nimi jej twarz. I chociaż uparcie z nimi walczyła to nie mogła sobie poradzić. Bluza opinała jej piękne, kształtne piersi i płaski brzuch, a także lekko umięśnione ramiona. Spodnie uwydatniały jej zgrabne, długie nogi. Zerkała na niego ukradkiem, a on uśmiechał się, kiedy tylko to dostrzegał.
Podwinięte rękawy granatowej bluzy ukazywały światu masę kolorowych tatuaży, które tak niesamowicie ją kręciły. Uważała, że dzięki temu jest jeszcze bardziej męski. Materiał opinał jego umięśnione ramiona, barki i klatkę piersiową, przez co jej ciśnienie stawało się jeszcze wyższe. Jej ulubionym elementem był ten mały kolczyk w wardze, którym często się bawił, czym wywoływał uśmiech na jej twarzy. Dalej były wąskie usta, gęsty zarost i oczy. Oczy koloru płynnej czekolady, które przenikały ją w ten charakterystyczny, magiczny niemal sposób. I chociaż bardzo chciała to nie mogła mu się oprzeć. Nie mogła oprzeć się przepływającym przez jej ciało dreszczom, za każdym razem, gdy na nią patrzył.
Zatrzymali się przed klatką schodową, prowadzącą do jej mieszkania. Patrzyli na siebie przez chwilę, a potem westchnęli równocześnie.
- Dziękuję Ci za ten wieczór. Świetnie się bawiłam- zaczęła, uśmiechając się lekko.
- Tak, ja też- zapewnił ją, nieco niepewnym głosem.
Nie miał pojęcia co powinien teraz zrobić. Po prostu odejść? Podać jej dłoń? Minęło sporo czasu, odkąd spotykał się z jakąś kobietą. Nie pamiętał jak to było z Beth czy z Amy, ale z pewnością nie miewał dylematów takiej natury.
Zanim zdążył wykombinować co powinien zrobić, ona wspięła się na palce i nim mógł jakoś zareagować, pocałowała delikatnie jego policzek, spojrzała mu w oczy z uśmiechem i odwracając się na pięcie weszła do apartamentowca.
Tkwił chwilę w miejscu, trzymając dłoń na policzku i nie mógł się ruszyć. Zaskoczyła go, była jeden krok przed nim. Wzruszył ramionami i uśmiechnięty ruszył w drogę powrotną do domu. Musiał z kimś porozmawiać. Po chwili namysłu wyjął z kieszeni telefon i wykręcił numer do Sharlene.
- Cześć, Siostrzyczko- niemalże wykrzyknął, kiedy po drugiej stronie odezwał się cichy głos kobiety.
- Phil, czemu dzwonisz o tak barbarzyńskiej porze? Josh i Abby właśnie zasnęli- poinformowała go, na co on przewrócił oczami.
- Ucałuj ich ode mnie- mruknął.
- Coś się stało? Coś się stało, Phil. Gadaj- nakazała podekscytowana, kiedy zdała sobie sprawę z tonu jego głosu.
- Dlaczego tak uważasz?- zapytał, przygryzając lekko wargę.
- Cóż, kiedy ostatnio z Tobą rozmawiałam, byłeś w nieco depresyjnym humorze. Twierdziłeś, że brakuje Ci czegoś w życiu i że chcesz to zmienić- mówiła.
- Pamiętam- przypomniał jej.
- A więc?- ponagliła go.
- Co więc?- udawał zdziwionego, by móc ją nieco podrażnić.
- Phillipie Brooks! Jeśli zaraz nie powiesz mi o co chodzi to znajdę Cię i skopię Ci ten Twój szanowny tyłek- warknęła ostro, czym wywołała jego szczery śmiech.
- No już, już, nie denerwuj się, Siostrzyczko. Nie chcemy, żeby coś Ci się stało- zaśmiał się głośno, kiedy usłyszał sapnięcie po drugiej stronie. Nie przedłużając, zaczął z wielką pasją opowiadać o swojej nowej koleżance.
- No, no, braciszku. Nie myślałam, że jeszcze kiedyś to powiem, ale ta dziewczyna naprawdę zawróciła Ci w głowie. Polubiłeś ją, Phil- powiedziała łagodnie, po wysłuchaniu relacji Punka.
Mężczyzna wszedł do domu i rzucił klucze na ich stałe miejsce. Wywrócił oczami, słysząc stwierdzenie siostry.
- Powiedz mi coś, czego nie wiem- mruknął.
- Zaproś ją na randkę- usłyszał po drugiej stronie i zakrztusił się wodą, którą zaczął pić.
- Co?- spytał, kiedy zdołał się uspokoić.
- Musisz spróbować, Phil, inaczej nic z tego nie będzie. Muszę kończyć, mój małżonek się niepokoi. Papa- rozłączyła się, nie czekając na odpowiedź mężczyzny.
Brooks natomiast wsłuchiwał się jeszcze chwilę w przerywany sygnał po drugiej stornie. W końcu wzruszył ramionami i stwierdził, że Sharlene może mieć rację. Warto spróbować.
***
Łał... Ile to mnie nie było? Prawie osiem miesięcy... Boże, jestem nienormalna o.O Ale w moim życiu tyle się działo i dzieje wciąż, że po prostu usiłuję sobie z tym poradzić i nie mam czasu na nic innego. Zdałam maturę i dostałam się na studia do Opola. Daleko od domu, ale jeżeli w tym roku mi nie wyjdzie to za rok znów uderzam w moje marzenia czyli Warszawę. Trzymajcie kciuki :D
Nikogo nie poinformowałam o tej nowości, bo nie mam gg, ale może akurat ktoś tu zajrzy :)