poniedziałek, 3 grudnia 2012

009 - No Way Out

Poczułam niesamowity przypływ wściekłości i siły. Zanim ktokolwiek zdażył zareagować, wyrwałam się z objęć Huntera i popędziłam w kierunku wyjścia na halę. Niczym przeciąg przemknęłam po rampie i wpadłam na ring, zadając Eve cios pięścią w sam środek uśmiechniętej twarzy. Z jej rozciętego policzka polała się krew, ale ja nie zamierzałam poprzestać na tym. Zadałam jej jeszcze dwa ciosy zanim szarpnęłam jej ręką w taki sposób, że dało się usłyszeć chrupnięcie kości wyskakującej ze stawu. Krzyknęła przerażająco z bólu, a obok natychmiast pojawili się medycy. Poczułam, jak ktoś oplata swoje ramiona wokół mojej talii i odciąga mnie na drugi koniec ringu. Obejrzałam się i ujrzałam przerażonego Paula, patrzącego na mnie ogromnymi oczami.
- Puść mnie- poprosiłam spokojnie.
- Nie rób większych głupstw, Mała- ostrzegł.
Wywróciłam oczami i poprosiłam o mikrofon, a kiedy go dostałam, spojrzałam wsprost na przerażoną Beth, stojacą na rampie.
- Nie powinnaś była tego robić, Beth- powiedziałam- Za dwa tygodnie walczymy o mistrzostwo i niech Bóg ma nad Tobą litość i niech zdążą mnie od Ciebie ociągnąć, zanim Cię zabiję, dziewczyno.- syknęłam.
W hali panowała nienaturalna wręcz cisza. Westchnęłam głęboko, nim wypowiedziałam kolejne słowa.
- Nigdy nie myślałam, że będę musiała tłumaczyć się przed całym światem z mojego prywatnego życia. Chciałam powiedzieć kilku wybranym osobom, ale zdaje się, że te dwie miłe panie podjęły decyzję za mnie. Wiem, że wszyscy za kulisami doskonale mnie słyszycie, ale chciałabym, by dwie wyjątkowe dla mnie osoby pojawiły się w tym ringu. Tak dla jasności: Teraz mówię do was jako Annabell Rosario, nie jako Ana. Dlatego proszę: April i Phil, czy moglibyście przyjść do tego ringu i przynajmniej mnie wysłuchać, zanim osądzicie? Tylko błagam, bez żadnych ceregieli: muzyki i tego wszystkiego- poprosiłam sfrustrowana.
Po chwili, która dla mnie zdawała się trwać wiecznie, pojawili się na rampie. Szli w moim kierunku, a w ich oczach dało się zauważyć wiele emocji.
- Zanim przedstawię wam to wszystko, a uwierzcie mi na słowo, to nie jest coś, czym chcielibyście się dzielić publicznie, musicie wiedzieć, że chciałam wam powiedzieć naprawdę niedługo, musiałam tylko znaleźć w sobie siłę. Pewnie zastanawiacie się kto o tym wiedział? Cóż, Vince, jest moim szefem, musiał pozać moją całą historię, zanim mnie zatrudnił. Paul i Stepahanie, bo są moimi przyjaciółmi. Shawn Michaels, bo był przyjacielem mojego taty- wyjaśniłam, wzdychając- Właśnie, był. Pozwólcie, że zacznę od początku. Jestem jedynaczką, dlatego moi rodzice zawsze chcieli dla mnie jak najlepiej. Kiedy tata zauważył, że zaczęłam interesować się wrestlingiem zapisał mnie do szkoły zapaśniczej w Philadelphii. Poprosił nawet swojego przyjaciela, Shawna, by został moim pierwszym trenerem, a ten oczywiście się zgodził. W wieku osiemnastu lat miałam naprawdę wszystko: Zapatrzonych we mnie rodziców, kochającego narzeczonego. Planowaliśmy już nawet ślub. Wtedy, dwunastego września, wybrałam się z tatą do Columbus, do tamtejszej szkoły wrestlerskiej. Jechaliśmy drogą szybkiego ruchu na przedmieściach, a ja postanowiłam powiedzieć mu, że jestem w ciąży. Mój nerzeczony był w siódmym niebie kiedy się dowiedział, mama także się ucieszyła. Myślałam, że z tatą będzie tak samo, jednak przedłużałam ten moment, czując wielkie obawy. Słuszne, jak się potem okazało. Kiedy przekazałam mu tę radosną dla mnie nowinę, wściekł się. Nigdy wcześniej nie widziałam go w takim stanie. Wrzeszczał, że zniszczyłam sobie życie, pytał co będzie z moją karierą. Mówił, że wszystko już zaplanował, a potem oznajmił, że zabije Jima za to, że zrobił mi dziecko. Rozpłakałam się jak głupia. Płakałam cały czas, nie mogąc się opanować. Wtedy właśnie z naprzeciwka, moim pasem, pędził w naszym kierunku van. Chcąc unknąć zderzenia, odbiłam kierownicę gwałtownie w prawo, co okazało się być największym błędem, jaki mogłam zrobić. Wjechałam wprost w czteroletniego chłopca, który stał przed domem i czekał na swojego tatę. Właśnie tym mężczyzną jest Sawyer, wspomniany przez Eve. Andrew miał w tym dniu urodziny, kończył cztery lata. Zginął na miejscu, zgnieciony przez mój samochód.- przerwałam na chwilę, by móc stłumić szloch, wydobywający się z mojego gardła. Paul ścisnął mocniej moją dłoń i popatrzył na mnie ze współczuciem. Był obok dokładnie teraz, kiedy najbardziej go potrzebowałam. Byłam mu za to wdzięczna, jak za nic wcześniej- Ale na tym opowieść się nie kończy. Nie udało mi się zapanować nad pojazdem, który dachował kilka razy i w końcu uderzył w betonowy przepust z prędkością osiemdziesięciu kilometrów na godzinę. Obudziłam się dwa miesiące później w szpitalu w Philadelphii. Przy łóżku siedziała wychudzona i blada mama, która rozpłakała się, kiedy zobaczyła moje otwarte oczy. Powiedziała, że tata nie przeżył wypadku, zginął na miejscu. Jednak było coś jeszcze, raczej ktoś. Dzieciątko, które kiedyś miało stać się oczkiem w mojej głowie również nie zdołało przetrwać. Mój syn, albo córka, miałby dzisiaj sześć lat. Jim przyszedł do szpitala jeden jedyny raz. By powiedzieć mi, że po tym co się stało nie chce mnie znać, bo to ja zabiłam naszą miłość i nasze dziecko. Potem w moim życiu pojawił się Sawyer. Powiedział, że zabiłam jego synka, jedyną osobę, która mu pozostała. Jego żona zmarła rok wcześniej, po długiej walce z rakiem. Obiecał mi wtedy, że nie pozwoli, bym kiedykolwiek była szczęśliwa. Co roku wracam do Columbus na grób Andrew i za każdym razem spotykam Sawyera. Nie jestem w stanie mu się przeciwstawić, bo wiem, że zniszczyłam mu życie. Teraz pewnie większość z was zadaje sobie pytanie: Dlaczego nie jestem w więzieniu? Cóż, odpowiedź jest prosta: Pomimo tego, że zginęło tyle osób, policja uznała, że nie była to wina moja, lecz osoby, która kierowała tym drugim pojazdem- opowiedziałam wszystko, czując, jak słone łzy ciekną po moich policzkach i kapią na koszulkę, pozostawiając na niej mokre plamy.
Paul stał tuż obok i mocno trzymał moją dłoń, udzielając mi tym wsparcia. Na rampie stał Shawn, patrząc w moim kierunku z troską wypisaną na twarzy. April stojąca przede mną płakała chyba równie mocno jak ja. Widzałam wśród publiczności jak kilka osób ociera łzy. Nikt nie wiwatował, ale tez nikt nie buczał. Wszyscy przeżywali tę historię na swój sposób. Tylko Phil wydawał się być niewzruszony. Patrzył na mnie oszołomiony, zaciskając usta w wąską linię.
- Teraz, kiedy już wiecie, mam nadzieję, że zdołacie mi przebaczyć, że to przed wami ukryłam- powiedziałam łamiącym się głosem, rzuciłam mikrofon na matę i w objęciach Paula zeszłam z ringu. Za kulisami wpadłam wprost w ramiona Shawna i rozpłakałam się, jak małe dziecko.
- Chodź, pojedziemy do hotelu- powiedział łagodnym głosem.
*
Leżałam na łóżku i mocno obejmowałam poduszkę, nie będąc w stanie się uspokoić nawet na moment. Nigdy wcześniej nie byłam zmuszona do zrobienia czegoś takiego. Dziwiłam się, że zdołałam znaleźć w sobie dość siły, by nie zemdleć na środku tego cholernego ringu. Dużą zasługę miał w tym Paul, który nie opuścił mnie wtedy nawet na moment. Kochałam go jak brata, a teraz miałam niezbity dowód na to, że on traktował mnie jak siostrę. Nienawidziłam Eve i Beth z całego serca za to, co zrobiły. Nie wiem jak mogły potem spojrzeć w lustro. Ja bym nie potrafiła. Nie miały chyba nawet pojęcia, jak bardzo mnie tym zniszczyły. Musiałam opowiedzieć najgorszą sytuację ze swojego życia w telewizji na żywo i przed kilkoma tysiącami fanów w hali. Nie mogłam sobie z tym poradzić we własnej głowie, a co dopiero wygłaszać to publicznie. Teraz jednak nie mogłam nic zmienić, ale nawet gdybym mogła, pewnie nie zrobiłabym tego.
- Jak się czujesz, nasz kochany Aniołku?- w drzwiach pojawił się Shawn, a zaraz za nim stał Paul, obydwaj patrzyli na mnie z troską i przejęciem.
Nie potrafiąc się odezwać, po prostu zaszlochałam mocno, a oni natychmiast znaleźli się po obydwóch moich stronach. Shawn położył się za mną i przytulił się do moich pleców, a Hunter mocno przycisnął mnie do swojej wielkiej klaty. Płakałam i szlochałam, a oni gładzili moje włosy i ramię i wciąż powatarzali, że wszystko będzie dobrze, że mnie kochają i nigdy nie zostawią.
Nie mam pojęcia jak długo tak leżeliśmy, ale moje łzy zdążyły się skończyć. Po prostu leżałam z zamkniętymi oczami i wdychałam zapach wody kolońskiej Paula.
- Nawet nie wiecie, chłopaki, jak dużo to dla mnie znaczy. Jesteście teraz moją jedyną rodziną- mruknęłam, łamiącym się głosem.
- Przestań, Mała. Masz przecież mamę, która Cię kocha- zauważył Shawn.
- Mama...- westchnęłam, czując pod powiekami świeże łzy- Mama nie patrzy już na mnie tak samo, jak kiedyś. Wiem, że ma do mnie ogromny żal, chociaż mocno stara się to ukryć. Czuję, że trzyma mnie na dystans, a ja tak naprawdę zostałam sama- wychlipiałam prosto w jego ramię.
Poczułam, jak obejmują mnie mocniej, a Paul całuje delikatnie moje czoło.
- Nie jesteś sama, Mała. Masz nas, musisz o tym zawsze pamiętać. Kochamy Cię na zabój i nie pozwolimy, żebyś była nieszczęśliwa- zapewnił mnie, czym wywołał słaby uśmiech na mojej twarzy.
- Jeżeli już o tym mowa...- zaczął tajemniczo Michael- Mam świetny pomysł. Jesteśmy w Nowym Jorku tylko do jutra, dlatego musimy zrobić coś, co trzeba obowiązkowo zaliczyć w tym mieście- powiedział podekscytowany.
- Święta racja, Shawn. Ann, przygotuj się i idziemy- zerwał się z łóżka, a zaraz obok niego pojawił się Hickenbottom, obydwaj z wielkimi uśmiechami na twarzach.
Pokręciłam lekko głową i podniosłam się z łóżka.
- Zabiorę tylko bluzę i jestem gotowa. Oby to było tego warte- zastrzegłam i spojrzałam w lustro.
Mój makijaż całkowicie zniknął, kiedy chlusnęłam sobie wodą w twarz, po powrocie do hotelu. Pozostała tylko blada skóra, siwe worki pod oczami, ślady od łez i czerwone oczy. Rozczochrane włosy związałam w luźnego kucyka.
- Musisz coś zjeść, Mała, bo zemdlejesz, zanim dotrzemy na miejsce- zauważył Hunter i obydwaj z Michaelem udali się do stołówki, a ja, chcąc nie chcąc, poszłam za nimi.
Kiedy szłam w kierunku szwedzkiego stołu czułam na sobie spojrzenia wszystkich osób znajdujących się w pomieszczeniu. Szłam z lekko opuszczoną głową, starając się ze wszystkich sił nie rozbeczeć na środku.
- Annabell, ja...- na mojej drodze pojawiła się skruszona Beth.
- Zejdź mi z drogi, zanim Cię zabiję, kurwo- warknęłam cicho, a ona odskoczyła ode mnie, niczym oparzona.
- Witaminki!- krzyknęli obydwaj równocześnie i wręczyli mi kiść winogron i banana.
Zaśmiałam się głośno i pocałowałam każdego z nich w policzek.
- Kocham was, chłopaki!- zawołałam radośnie, a kiedy oni przybili sobie piątkę, zachichotałam jak głupia. Potem ramię w ramię opuściliśmy restaurację, żegnani dziesiątkami zszokowanych spojrzeń.
***
Podoba Wam się szablon? Bo mi bardzo :D Zmiany też w głównych bohaterach :)
Do następnego :*